Kanadyjski Handful Of Snowdrops poruszający się w kręgach muzyki post wave jest zjawiskiem obok, którego nie da się przejść obojętnie. Z pewnością trafi do serc wielbicieli synthpopu, a być może nawet zakręci się w uchu miłośnikom darkwave. Pod nazwą Handful Of Snowdrops skrywa się Jean-Pierre Mercier, który odpowiada za całokształt muzyczny obecnego wcielenia tego projektu. Nie bez przyczyny użyłem słowa projekt bowiem za sznurki pociąga tu tylko jedna osoba. Przed laty skład uzupełniali jeszcze Michel Mercier (brat artysty) - perkusja, Jean-François Plamondon - wokal, Jacques De Varennes - bas oraz Marlene Sinclair - klawisze. Obecnie na płytach Handful Of Snowdrop w roli gościa pojawia się Pascale Mercier, której głos nadaje tej muzyce jeszcze więcej powabu i uroku. Nie inaczej jest na najnowszym albumie zatytułowanym "Noir", którym to Handful Of Snowdrops powrócili w ubiegłym roku.
Ciekawostką jest fakt, że za powstaniem tego albumu stoją fani, którzy to sfinansowali jego wydanie. Pieniądze zapewniły odpowiedni komfort, dzięki czemu artysta mógł w spokoju ukończyć swoje dzieło choć presja oczekiwań była na pewno spora. Już poprzedni album pokazał, że dobrych pomysłów z pewnością Jean-Pierre'owi nie brakuje, a i świetnymi melodiami potrafi sypać jak z rękawa. Nie powinno więc dziwić, że w 2015 roku nie znalazłem lepszego albumu niż "III", stąd też niecierpliwie wyczekiwałem jego następcy.
Pierwszy kontakt nie należał do najbardziej udanych i właściwie do dziś dnia targają mną wątpliwości. Moje oczekiwania nie za bardzo zgrały się z zawartością albumu, ale nie jest też tak, że zupełnie się rozminęły. W przeciwieństwie do swego poprzednika, "Noir" wydaje się mniej przebojowy, bardziej mroczny i matowy. Muzyka nie wdzięczy się do słuchacza jakby w obawie przed ujawnieniem mu swych sekretów. Mimo to udało mi się podejrzeć kilka jej tajemnic, ale co tu dużo mówić nie padłem przed tym albumem na kolana. Po tak udanym albumie jak "III", poczułem nawet coś na kształt rozczarowania. Szybko jednak przyszło opamiętanie bowiem czasem to co początkowo zawodzi, po bliższym poznaniu zyskuje w oczach i uszach odbiorcy. Przekonałem się o tym już nie raz więc nastawiłem album po raz kolejny.
Pierwszy kontakt nie należał do najbardziej udanych i właściwie do dziś dnia targają mną wątpliwości. Moje oczekiwania nie za bardzo zgrały się z zawartością albumu, ale nie jest też tak, że zupełnie się rozminęły. W przeciwieństwie do swego poprzednika, "Noir" wydaje się mniej przebojowy, bardziej mroczny i matowy. Muzyka nie wdzięczy się do słuchacza jakby w obawie przed ujawnieniem mu swych sekretów. Mimo to udało mi się podejrzeć kilka jej tajemnic, ale co tu dużo mówić nie padłem przed tym albumem na kolana. Po tak udanym albumie jak "III", poczułem nawet coś na kształt rozczarowania. Szybko jednak przyszło opamiętanie bowiem czasem to co początkowo zawodzi, po bliższym poznaniu zyskuje w oczach i uszach odbiorcy. Przekonałem się o tym już nie raz więc nastawiłem album po raz kolejny.
Zaczyna się od nastrojowego intro, o którym trudno coś więcej napisać niż to, że jest. Ani nie zachwyca, ani też specjalnie nie drażni. Po tym krótkim wprowadzeniu szybko zostajemy porwani w wir muzyki. Na pierwszy ogień idzie Black And Blue, które na tle przebojów z poprzedniej płyty początkowo jawiło mi się nad wyraz przeciętnie. Przebojowo, ale bez większych fajerwerków i porywów serca. Z czasem jednak nabrało w moich uszach rumieńców i ostatecznie zapisuję je po stronie zysków niż strat. Nieco inaczej ma się sprawa z nagraniem One Of Us. Niby wszystkie elementy są na swoim miejscu, ale ewidentnie brakuje tu dobrego, nośnego refrenu przez co nagranie traci na sile wyrazu. W moim odczuciu to najsłabszy element na tym albumie choć daleki jestem od stwierdzenie, że to złe nagranie. Wszystko rozbija się o brak dobrych pomysłów w obrębie refrenu przez co nagranie sprawia wrażenie monotonnego. O ile Black And Blue jestem jeszcze w stanie wziąć w obronę, tak One Of Us nie dostarcza mi żadnych poważniejszych argumentów by nie stawiać na nim krzyżyka. I gdy już zacząłem tracić nadzieję wreszcie do mych uszu dotarło to na co tak długo czekałem. Utwór, który wynagradza potknięcia poprzedników i utwierdza w przekonaniu, że oto wkroczyliśmy wreszcie na właściwy szlak. A Sound Piece Of Advise to majestat i smutek zamknięte w blisko ośmiu wspaniałych minutach. Do tego dochodzi jeszcze cudowny dwugłos w refrenie, za który odpowiadają Jean-Pierre oraz Pascale i już wiadomo, że oto doświadczyliśmy czegoś naprawdę niezwykłego. Tutaj już się kolana pode mną ugięły. O to właśnie chodzi. Takich dźwięków szukam i cieszę się, że także tutaj je znalazłem. Idąc za ciosem pochwalić też należy Another Lonely Sunday, które pomimo braku wyrazistości w refrenie, ma o wiele więcej uroku od takiego One Of Us. Czuć tutaj puls dobrych pomysłów, z których umiejętnie upleciono bardzo interesującą kompozycję. Swoje trzy grosze dołożyła także Pascale, której to głos jest ozdobą każdej kompozycji, w której się pojawia. Nic dziwnego, że Jean-Pierre tak chętnie posiłkuje się jej talentem. Co prawda w nagraniu The End sam dzierży stery wokalne, ale on także przecież dysponuje interesującym głosem i już nie raz udowadniał, że wie jak z tej mąki upiec smaczny chleb. Nie inaczej jest w przypadku nagrania The End, które wyrasta nam tu na drugą siłę pociągową tego albumu. To też najbardziej dynamiczne nagranie na tejże płycie, które z pewnością może się podobać. Nie kroczy wydeptanymi ścieżkami banału lecz raz po raz stara się zaskakiwać słuchacza ciekawymi rozwiązaniami. Niegdyś muzykę Handful Of Snowdrops najczęściej przyrównywano do twórczości Clan Of Xymox. Dziś echa ich twórczości pojawiają się już zdecydowanie rzadziej. W mojej opinii, grupy te uprawiając to samo dźwiękowe poletko, robiły to w nieco odmienny sposób dzięki czemu Kanadyjczycy uniknęli zarzutów o bycie wyłącznie bladą kopią swych holenderskich przyjaciół. Najsilniej te wpływy wyczuwalne są jeszcze w utworze The Absence Of Colour. To melancholijne zwieńczenie albumu najpiękniej pokazuje w czym tkwi siła muzyki Handful Of Snowdrops. Łącząc muzyczne tropy z lat osiemdziesiątych ze śladami współczesności, otrzymujemy w efekcie muzykę, której trudno zarzucić anachronizm. W The Absence Of Color dochodzi do tego jeszcze szczypta melancholii, która oplata nas swym pięknem niczym babie lato. Wraz z wybrzmieniem ostatnich dźwięków tego dość krótkiego albumu, słuchacz może poczuć pewien niedosyt, ale miejmy nadzieję, że kolejną porcję muzyki otrzymamy szybciej niż byśmy się tego spodziewali.
Album "Noir" choć interesujący, to nie wytrzymuje konfrontacji z wcześniejszym dorobkiem Handful Of Snowdrops. Uczciwie trzeba dodać, że poprzeczka zawieszona była niezwykle wysoko stąd też skok poniżej oczekiwań może początkowo rozczarowywać, ale jeśli tak się dobrze wsłuchać w te dźwięki to i tak są one lepsze od większości albumów tworzonych w tymże nurcie. Niejedna grupa wiele by dała by mieć w swoim dorobku tak "nieudany" album.
Album "Noir" choć interesujący, to nie wytrzymuje konfrontacji z wcześniejszym dorobkiem Handful Of Snowdrops. Uczciwie trzeba dodać, że poprzeczka zawieszona była niezwykle wysoko stąd też skok poniżej oczekiwań może początkowo rozczarowywać, ale jeśli tak się dobrze wsłuchać w te dźwięki to i tak są one lepsze od większości albumów tworzonych w tymże nurcie. Niejedna grupa wiele by dała by mieć w swoim dorobku tak "nieudany" album.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz