Tomka nie ma już z nami od dwudziestu czterech lat, a pamięć wciąż o nim żywa. Przestrzeń po nim jednak nie zabliźniona. Ile to już lat zapełniamy tę pustkę, a ona wciąż tak samo wielka. Tej straty nie da się niczym zastąpić. Nikomu jak do tej pory nie udało się wejść w buty Tomka by kontynuować ten marsz. Chętnych zapewne nie brakowało, lecz poprzeczka zawieszona zbyt wysoko.
Z głośników wybrzmiewa właśnie wspaniała płyta "Sounds In The Attic" (1989) grupy Little Nemo. Ten francuski zespół, poznałem rzecz jasna, za sprawą starej audycji Tomka. Zachwycał się w niej kilkoma nagraniami z tejże płyty, które i mnie skradły serce. Szybko postarałem się zdobyć je w formie CD, bo przecież to kod mojego DNA. Od tygodnia znów zgłębiam jej uroki, a przy okazji, szykuję się do zakupu dwóch innych wydawnictw, z których jedno odkrył dla mnie niedawno Marek Niedźwiecki, a drugie znów należy zapisać na konto Tomka. Póki co, nie zdradzam szczegółów, ale z pewnością pochwalę się nimi, jak już je zdobędę. Lubię takie odkrycia, które trafiają człowieka, niczym grom z jasnego nieba. To właśnie one spędzają mi później sen z powiek i dręczą samą świadomością swego istnienia. Z drugiej strony, są też największymi ozdobami mojej kolekcji, do których to powracam z ogromną przyjemnością. Ileż to takich płyt, zawdzięczam audycjom Tomka Beksińskiego, tego już niestety nie zliczę, ale pokaźna część moich zbiorów, nosi jego ślad. Cieszy mnie, że muzyka ta, wciąż rezonuje tak w ludziach, jak i w radiowym eterze (audycje Mateusza Tomaszuka). Z przyjemnością odnotowuje fakt, że coraz młodsze pokolenia sięgają po te płyty i odkrywają je dla siebie. Jak widać, muzyczna spuścizna Tomka ma się całkiem nieźle, szkoda tylko, że nie ma kto nam o niej tak pięknie opowiadać.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz