Pisałem niedawno o koncercie Petera Murphy, który wraz z Davidem J. objeżdża różne kraje by świętować czterdziestolecie formacji Bauhaus. Przed kilkoma dniami dotarli do Szwecji i nie byłoby w tym nic szczególnie interesującego gdyby nie fakt, że działy się tam iście dantejskie sceny. Gdy to czytałem, przecierałem oczy ze zdumienia bowiem w najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że coś takiego może mieć miejsce na koncercie tego bądź co bądź dość wiekowego człowieka. Peter Murphy liczy sobie sześćdziesiąt jeden lat, ale krew w nim jeszcze nie zastyga, o czym zaświadczą zapewne wszyscy ci, którzy pojawili się na jego koncercie 12 grudnia w Sztokholmie. Początkowo nic nie zapowiadało tego dramatu, który miał się rozegrać tak na scenicznych deskach jak i poza nimi. Murphy zirytowany szwankującym odsłuchem jak i zachowaniem pewnej grupki widzów ignorujących jego występ, dał upust swojej frustracji, rzucając w kierunku publiki i reżyserki dźwiękowców butelkami oraz szklankami. Pech chciał, że amunicja ta uszkodziła tak widzów jak i konsoletę mikserską przez co występ zakończył się przed czasem. Historia ta miała swój dalszy ciąg gdyż krewki Murphy, wdał się w przepychanki z ochroniarzami. Ponoć uderzył jednego z nich w twarz co musiało poskutkować sprowadzeniem do parteru, obezwładnieniem i wyrzuceniem go z własnego koncertu. Ilustruje to anonimowe zdjęcie zamieszczone powyżej. Chyba nikt z nas nie przypuszczał, że Peter Murphy jest zdolny do czegoś tak haniebnego. Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania i przyznam, że za sprawą tego incydentu bardzo stracił w moich oczach. Ciekawe co dziś sądzi o swoich wybrykach. Zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby przeproszenie tak publiczności jak i organizatorów, za wszystkie te głupie rzeczy jakich się dopuścił. Choć sami organizatorzy nie zdecydowali się wezwać wtedy policji, to przynajmniej jedna z poszkodowanych osób postanowiła złożyć takie zawiadomienie, dzięki czemu sprawa ta może mieć swój finał na sali sądowej. Nie wiem jaką linię obrony szykuje Peter Murphy, ale na jego miejscu przyjąłbym to wszystko na przysłowiową klatę zamiast ośmieszać się jakimiś mętnymi tłumaczeniami.
Jakub Karczyński
Hahaha, powinieneś chłopie zająć się bardziej pisaniem o Irenie Santor czy Krawczyku, skoro szokuje Cię zachowanie muzyków rockowych, tym bardziej wywodzących się z punk rocka. Chyba nie ma kapeli, która w którymś momencie swojej działalności nie odwaliłaby publicznie podobnego numeru. Poluzuj kołnierzyk, wyciągnij kij z dupy i zakumaj, że to Peter Murphy a nie Sylwia Grzeszczak. Pozdro.
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem jak ustosunkować się do tego komentarza bowiem nijak nie potrafię zrozumieć toku tego rozumowania. W moim wpisie nie chodzi o to, że szokuje mnie zachowanie muzyków z kręgu rocka czy punk rocka lecz o to, że Peter Murphy okazał się być zwykłym chamem i prostakiem, który ma w głębokim poważaniu swoją publiczność. Być może Ty idąc na koncert, lubisz dostać wpierdol od artysty lub przyjąć na twarz szklaną butelkę i pochwalić się znajomym jaką to wspaniałą pamiątkę masz po koncercie, ale mnie nie kręcą takie atrakcje. Potrafię zrozumieć szaleństwa i fanaberie artystów dopóki nikomu z postronnych nie dzieje się krzywda. Wszystko co przekracza te granice sprawia, że artysta traci mój szacunek i uznanie. No nie da się tego co odwalił Peter wytłumaczyć szaleństwem rock&rolla. Chamstwo zawsze pozostaje chamstwem w cokolwiek byśmy go nie przystroili. Jak to skomentował mój znajomy: "gdybym był Szwedem, i przy mnie Murphy wyartykułowałby: "fuck you, you fucking Swedish", dostałby w dziób. Po prostu." No i to tyle w temacie. A co do kołnierzyka to może jednak warto, abyś dopiął jednak jeden guzik w swojej koszuli by zwykłego chmastwa nie mylić z cnotą. Warto też pisząc jakiś komentarz podpisać się choćby imieniem, tak prznajmniej uczono mnie w szkole. Pozdrawiam. Jakub
Usuń