Historia, którą przytoczę poniżej, ma ścisłe powiązanie z poprzednim wpisem, a dotyczy płyty "Fate" Eyes Of The Nightmare Jungle. Otóż wszedłem w jej posiadanie szybciej, niż bym się spodziewał. Z pomocą przyszedł jak zwykle Internet, a także szwagier, który nie pierwszy już raz sprowadzał dla mnie płyty spoza granic naszego kraju. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, czemu warto by poświęcić wpis. Ot kolejny zakup na portalu aukcyjnym, wysyłka towaru i radość płynąc z odsłuchu. Tyle tylko, że tym razem do wspomnianych elementów, dołączyło jeszcze zaskoczenie. Zacznijmy jednak od początku. Wytropienie owej płyty nie nastręczyło mi specjalnych problemów. Trzeba było tylko wybrać najlepszą ofertę i dokonać zakupu. Selekcja przebiegła sprawnie i bez bólu głowy, więc szybko też przystąpiłem do kolejnych kroków. Po dokonaniu płatności, należało już tylko oczekiwać na dostarczenie płyty. Tym razem album miał nadejść od naszych sąsiadów, którzy słyną z punktualności, słabości do piwa i pewnego pana ze śmiesznym wąsikiem, który bynajmniej nie dostarczył światu powodów do śmiechu. Zostawmy to jednak, bo nie o rozgrzebywanie ran tu idzie. Album zgodnie z niemieckimi standardami, dotarł błyskawicznie do miejsca swego przeznaczenia. Nadano go w Stelle, mieście leżącym niedaleko Hamburga i wchodzącym w skład Dolnej Saksonii. Kiedy paczka trafiła do mych rąk, z początku nie wzbudziła mego podejrzenia. Ot porządnie zapakowana i zabezpieczona przesyłka. Dopiero po jej otwarciu okazało się, że zamiast jednej są aż trzy płyty !!! Do jednej z nich przylepiona była karteczka z odręcznie narysowaną uśmiechniętą buźką. Trudno było nie odwzajemnić uśmiechu, zwłaszcza, że coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy, a przecież trochę tych płyt już się nakupiło. Poza wspomnianym albumem Eyes Of The Nightmare Jungle, otrzymałem także debiut Type O Negative "Slow, Deep And Hard" (1991) oraz koncertowe DVD z różnej maści szatanami (czyt. zespoły metalowe). Ktoś powie, że dla takiego Niemca, zakup płyty to żaden wydatek. Oni przecież wchodząc do sklepu kupują na koszyki, a nie jak u nas na sztuki. Może nieco przesadziłem, ale wiadomo o co chodzi. Niemniej, nawet jeśli nie stanowi to dla nich specjalnego obciążenia finansowego, to przecież i tak najważniejszy jest gest. Przecież mógł wysłać tylko to za co zapłaciłem, a jednak postanowił inaczej. Muszę przyznać, że niezwykle mnie to ujęło i już myślę nad formą rewanżu. Ciekawe jaką zrobi minę, gdy znienacka otrzyma przesyłkę z Polski. Kto wie, być może to początek jakiejś międzynarodowej znajomości.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz