Wczoraj rozpoczął się mógł zaległy, dwutygodniowy urlop. Wreszcie będzie możne odpocząć od problemów związanych z pracą. Już pierwszego dnia skorzystałem z dobrodziejstwa jakim są ogródki piwne, rozstawione na poznańskim rynku. Choć pogoda tego dnia była dość kapryśna, to i tak radość płynąca z niezobowiązującego kontemplowania otoczenia, jest czymś wysoce odprężającym. Wieczorem za to czekał mnie mecz koszykówki ze znajomymi. Mój ostatni kontakt z koszem, miał miejsce dwa lata temu, o czym świadczy niski poziom powietrza w mojej piłce jak i słaba skuteczność na boisku. Na szczęście z każdą partią wyglądało to coraz lepiej, choć braki kondycyjne wyraźnie dawały o sobie znać. Trzeba być jednak dobrej myśli, no i w końcu zacząć się ruszać.
Poza odrobiną lenistwa i sportu, zamierzam przez te dwa tygodnie nurzać się w kulturze, niczym wóz w zieloność, w mickiewiczowskich "Stepach akermańskich". Atrakcji przygotowanych mam aż nadto. Wśród płyt do przesłuchania, czekają takie tytuły jak Breathless "Three Times And Waving" (1985), Goldfrapp "Tales Of Us" (2013), The Mission "No Snow, No Show" For The Eskimo (1993), The Mission "In America" (1993). Ostatni z wymienionych tytułów, to koncertowy bootleg, będący składanką kilku występów grupy zarejestrowanych w USA. Nie zbieram zasadniczo bootlegów, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Czekam także na dosłanie dwóch albumów. Pierwszy to polska edycja (nie mylić z polską ceną) płyty Suns Of Arqua "Miłość magiczna" (2004), do której wokale nagrywała Agnieszka Jabłońska. Przed laty usłyszałem tytułowe nagranie z tego albumu, a że ktoś pozbywał się go za bezcen, to postanowiłem sprawdzić resztę płyty. Drugi album, który na dniach powinienem otrzymać, to Piano Magic "Ovations" (2009). Prezentowany w programie "Nawiedzone studio", skradł moją duszę nastrojowością i klimatem rodem z 4AD. Wśród gości między innymi Brendan Perry z Dead Can Dance, a to już wystarczająca rekomendacja.
Jeśli chodzi o książki, to jestem świeżo po lekturze "Pikniku na skraju drogi" braci Strugackich. Nie jest to łatwa lektura. Przystępując do jej czytania spodziewałem się chyba czegoś innego. Być może stąd wynika moje lekkie rozczarowanie tą pozycją. Z tego co czytałem na książkowych forach, moje odczucia nie są odosobnione. Zaleca się ponoć przeczytanie tej pozycji raz jeszcze, z większą uwagą, bo sporo szczegółów ponoć umyka. Nie wiem jednak czy chcę podchodzić do niej po raz kolejny. Póki co, zabrałem się za książkę "Długa zimowa noc" Elizabeth Hand, o której to wspominałem w jednym z poprzednich wpisów. Początek nie należy do szczególnie udanych. Czytelnik wrzucany jest od razu na głęboką wodę i tylko od jego bystrości zależy, czy odnajdzie się w tym świecie, czy zagubi w gąszczu fabuły. Ciekaw jestem jak dalej rozwinie się akcja, no i przed wszystkim czy porwie mnie ona w czytelniczy wir. Nie ma nic gorszego, niż męczarnia podczas lektury i walka z każdą stroną. Jeśli okaże się, że to tego typu "przyjemności", to w obwodzie pozostaje Stephen King i jego "Uciekinier".
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz