Aż nie chce się wierzyć, że są jeszcze tacy wykonawcy, którzy nie funkcjonują w przestrzeni interenetowej lub są tak głęboko w niej zakopani, że dotrzeć może do nich tylko jakaś grupa zapaleńców. Jako miłośnik muzycznej archeologii co jakiś czas natykam się na płyty, których nie tylko nie uświadczymy w serwisach streamingowych, ale też próżno szukać ich i na kompakcie. Pozostaje stara, wysłużona płyta winylowa, która pomimo upływu tylu lat wciąż potrafi zabrzmieć wyjątkowo pięknie. W swych zbiorach mam kilka takich perełek jak choćby Blue In Heaven, Crashblack Big Orange, Sammie America's MAM czy mój ostatni nabytek w postaci grupy Comrad. Każde z tych wydawnictw zasługuje z pewnością choćby na krótką notkę, ale dziś chciałbym się skupić na grupie Comrad, o której to mógłbym napisać, że "wiem, że nic nie wiem". Nawet wszechwiedzący wujek Google nic na jej temat nie był mi w stanie powiedzieć więc jeśli jesteście mądrzejsi w tej materii od rzeczonego wujka to nie skąpcie informacji w komentarzach. Zajrzałem także do "Wielkiej Rock Encyklopedii" Wiesława Weissa, która to jest opracowana w sposób niezwykle skrupulatny i rzeczowy, ale nawet tam próżno szukać informacji o tejże grupie. To co wiadomo na pewno to fakt, że album "Periods Of Excitement" (1988) jest jedynym albumem jaki powstał pod tym szyldem. Dla dociekliwych kolekcjonerów pozostaje jeszcze co prawda winylowy singiel, ale nie zawiera on w sobie nic czego byśmy nie słyszeli na "Periods Of Excitement". A czego można się tutaj spodziewać ? Z pewnością możecie liczyć na sporą dawkę mroku, transu jak i na wiele muzycznych rozwiązań, które dalekie są od sztampowego schematu kompozycyjnego znanego z tradycyjnych piosenek. Tu nikt nie zwraca sobie głowy podziałem na zwrotki i refreny. Muzyka po prostu płynie, wciągając nas z każdą chwilą coraz głębiej i głębiej, aż osiągamy punkt zza którego nie ma już bezpiecznego powrotu. Przypomina to kręcący się liść na orbicie wiru. Nie ma więc większego sensu się opierać, lepiej poddać się tym dźwiękom i czerpać z nich przyjemność. Sama muzyka to taka wypadkowa stylów synth pop i post punk dzięki czemu tworzy nam się nowa muzyczna jakość. Ktoś powie, że takie fuzje to nic nowego i będzie miał sporo racji, ale Comrad nie są jak inni, zresztą posłuchajcie sami.
Wyjątkowość tej płyty polega przede wszystkim na nieszablonowej konstrukcji kompozycji, które wyszły spod ręki kogoś kogo trudno posądzić o ograniczoną wyobraźnię. Widać, że twórca nie skupia się na powielaniu schematów lecz raczej wyprawia się w podróż w nieznane z ekscytacją wyglądając nowych dróg. Bardzo lubię takie płyty, gdy nie ma się pewności co wydarzy się za chwilę. Podobna wrażliwość przyświecała grupie The Wolfgang Press, której poświęciłem swego czasu nieco uwagi na łamach "Czarnych słońc". Wiem, że to zaledwie kropla w morzu potrzeb, ale przyjdzie czas by zrecenzować jeszcze ich dorobek. Tymczasem powracam do słuchania płyty "Periods Of Excitement" do czego również serdecznie zachęcam. Materiał dostępny jest chyba tylko i wyłącznie za pośrednictwem YouTube lub jeśli ktoś ma, to może zasmakować tej przyjemności wprost z płyty winylowej.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz