19 lutego 2019

W RYTMIE JOY DIVISION

Nie pamiętam już kiedy ostatnio zakupiłem płytę winylową bowiem nie do końca dałem się uwieść magii czarnego krążka stąd też nie biegam po supermarketach i nie toczę zażartych bojów o tenże asortyment. Od każdej reguły jest wszakże wyjątek i w tym temacie takowy istnieje. Otóż, jedyną sytuacją, w której to sięgam po płytę winylową jest ta, kiedy to interesująca mnie muzyka nie miała swego odpowiednika na płycie CD. Wydawać by się mogło, że przez te wszystkie lata funkcjonowania na rynku płyty kompaktowej wznowiono w tym formacie już niemal wszystko, ale jak się okazuje nie jest to prawdą. Sam w swoich skromnych zbiorach analogów mam takie płyty jak choćby wspominana tu kiedyś płyta "Naked Man" (1990) Crash Black Big Orange, stąd też w dalszym ciągu gramofon znajduje u mnie zastosowanie. Nawet ostatnie dni potwierdziły ten fakt bowiem odnalazłem kolejny taki album, który do dziś dnia nie ukazał się na kompakcie. Trudno się dziwić bowiem pomimo nieustannego tropienia mrocznej muzyki lat osiemdziesiątych nie natrafiłem na żadną wzmiankę o tejże grupie, nie mówiąc już o muzyce. Na szczęście są jeszcze w internetowych przestrzeniach takie miejsca, w których to możemy poszerzyć swą wiedzę stąd też polecam zaglądać na muzyczne blogi. Do miejsca, o którym więcej za chwilę, trafiłem za sprawą facebookowego wpisu grupy Cabaret Grey. Tam to znalazłem odnośnik przekierowujący czytelnika do bloga Isolations. Niesiony ciekawością zajrzałem pod ten adres, gdzie nad całością unosi się duch grupy Joy Division. Przejrzałem kilka wpisów i już wiedziałem, że będę tu częstym gościem. Wrażenie robią nie tylko teksty, ale i częstotliwość ich ukazywania się. Wyobraźcie sobie, że pojawiają się one codziennie! Nie wiem jak autor znajduje na to czas, ale jestem pełen podziwu. Choć sam blog sprawia wrażenie podporządkowanego wyłącznie Joy Division to zagłębiając się w kolejne wpisy przekonamy się, że ma on nam do zaproponowania także wiele innych interesujących treści. Poza nazwami grup, które już otarły się o moje oko i ucho, natrafiłem na coś kompletnie mi nieznanego. Sam autor zresztą wspomina we wpisie, że to grupa dość niszowa i znana raczej wąskiemu gronu odbiorców więc nic dziwnego, że do tej pory nie wpadłem na jej ślad. Blue In Heaven bo o nich mowa, to grupa pochodząca z Churchtown w Irlandii. Ich aktywność przypadała na lata 1982 - 1989 i zaowocowała nagraniem dwóch płyt "All The God's Men" (1985) oraz "Explicit Material" (1986). Producentem ich pierwszej płyty był Martin Hannett odpowiedzialny za wykreowanie brzmienia Joy Division. I faktycznie, czuć tu jego obecność choć sama muzyka nie jest aż tak mroczna i przygnębiająca. Niestety żadna z ich płyt nie doczekała się swojej edycji kompaktowej stąd też chcąc zapoznać się z tą muzyką zmuszeni jesteśmy skorzystać z płyty winylowej lub szukać jej w Internecie. Jako człowiek przywiązany do nośników fizycznych szybko wyszperałem ich debiut portalu aukcyjnym. Traf chciał, że była to jedyna dostępna sztuka więc wychodzi na to, że ten egzemplarz był mi po prostu przeznaczony. Czekam teraz na jego dostarczenie i nie ukrywam, że niecierpliwie wyglądam kuriera bo po tym co udało mi się usłyszeć wnioskuję, że czeka mnie naprawdę niezwykła podróż.

Jakub Karczyński

6 komentarzy:

  1. Dziękujemy za miłe słowo. Tymczasem przeprowadzilismy wywiad z Dave Clarke który nagrywał ten album oczywiście pod kierunkiem samego Martina Hannetta. Chyba tym sposobem uzupełniliśmy wiedzę o tej ciekawej grupie. Dave jeszcze do nas powróci. Serdecznie pozdrawiamy - załoga isolations

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie poczytam wywiad oraz z przyjemnością będę zaglądał na Waszą stronę. Jest co czytać :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dziękujemy - dodaliśmy Twój blog do naszej zakładki z blogami wartymi czytania. Bądźmy w kontakcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne dzięki, u mnie też macie swoje miejsce w polecanych przeze mnie blogach. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Jak mawiali sowieccy czołgiści; TANK JU!

    OdpowiedzUsuń