Zaczęło się dość zwyczajnie, od wręczania sobie płyt na kolejne urodziny oraz imieniny. Ot, taki miły zwyczaj. Cieszył tym bardziej, zważywszy na fakt, że nikt inny takowych muzycznych prezentów już mi nie robi. Zapewne wynika to z mojego dość odmiennego gustu muzycznego, który nijak się ma do tego, czego słuchają ludzie wokół mnie. A przecież nie ma lepszego prezentu dla kolekcjonera płyt, jak kolejny egzemplarz do kolekcji. Trzeba jednak wykazać się pewną wiedzą, bo wybór odpowiedniej muzyki, to swoisty test na znajomość muzycznego gustu i to bynajmniej nie własnego. Jeśli nie czujemy się na siłach podołać temu wyzwaniu, to lepiej powiedzieć pas, niż błądzić jak dziecko we mgle. Po pierwsze, damy tym dowód swojej niewiedzy, po drugie doprowadzimy do tego, że obdarowany będzie musiał robić dobrą minę do złej gry. Nikt nie lubi takich sytuacji więc chyba nie warto wkraczać na ten grząski grunt bez właściwego przygotowania. Jeśli jednak mamy w głowie pewne stylistyczne ramy i znamy nieco preferencje muzyczne naszego melomana, to warto spróbować. Osoba obdarowana z pewnością doceni wasz wysiłek, nawet jeśli nie zawsze traficie idealnie. Istnieje też szansa, że poszerzycie nieco muzyczne horyzonty tejże osoby, a może zdarzy wam się nawet odkryć dla kogoś płytę życia. Idealną sytuacją jest, gdy obie strony pasjonują się muzyką i obracają się w podobnych kręgach stylistycznych. Wtedy zabawa nabiera dopiero rumieńców. Czasem nawet wkracza na zupełnie nowy poziom. Sam jestem tego najlepszym przykładem wraz z kolegą Pawłem. Jak już wspomniałem, zaczęło się dość zwyczajnie. A to płyta na urodziny, innym razem, aby zaznaczyć dzień imienin czy świąt. Tak nam się to spodobało, że postanowiliśmy nieco rozszerzyć reguły tej zabawy. Celem ma być wzajemna inspiracja, odkrywanie przed sobą grup, które przegapiliśmy gdzieś w tym muzycznym zalewie płyt. Czas ich wręczania determinuje kalendarz, a dokładniej pory roku. I tak, tegoroczną zimę zainaugurowaliśmy wymianą albumów grup Blossoms i White Door. Każdy tytuł z innej parafii, ale o to właśnie chodzi, aby zgłębiać obszary jeszcze nie poznane. I faktycznie, oboje wkroczyliśmy na dziewiczy teren bowiem otrzymane płyty stanowiły dla nas nie lada zagadkę. Nie mieliśmy pojęcia o ich istnieniu, a tym bardziej o zespołach, które je nagrały. Ot, taka wyprawa w nieznane. Okazuje się, że obie strony zadowolone, słuchają płyt z przyjemnością i nie mogą doczekać się już wiosny. Kto wie co ona przyniesie? W sensie muzycznej wymiany, bo w przyrodzie to z grubsza wiadomo.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz