No i stało się. Wkroczyłem na ścieżkę upadku. Stąpam nią jeszcze dość ostrożnie, choć wiem, że odwrotu już nie ma. Pierwsze przymiarki do tej wyprawy, poczyniłem już co prawda cztery lata temu, ale musiało minąć nieco czasu, nim muzyka ze składanki "458489" (1990) się we mnie przegryzła. Przed wyruszeniem w drogę, musiałem zyskać jakieś rozeznanie wśród dorobku grupy, by nie zniechęcić się zbyt szybko i nie zakończyć podróży jeszcze na starcie. Ich przepastny katalog wprost onieśmiela i przytłacza zbłąkanego wędrowca. Można się w nim zagubić niczym między bibliotecznymi regałami, a jedynym ratunkiem jest odpowiednie przygotowanie, czyli tak zwany research. Spośród tylu dzieł, trudno odsiać ziarno od plewy. Na pierwszy ogień poszedł album "This Nation's Saving Grace" (1985), który to w dość zgodnej opinii, uchodzi za ich najlepsze dzieło. Załapał się nawet do mojego logotypu, który to jest zaledwie drobnym wycinkiem całości, na którym to zestawiono najlepsze albumy post punka. Przesłuchałem go w ostatnich dniach i w pełni zgadzam się z tą opinią. The Fall mają w sobie jakąś taką nieoczywistość, nie chodzą po linii prostej. Gdy słuchasz tej muzyki nigdy nie wiesz, gdzie cię ona zaprowadzi. Jej podskórny niepokój wprowadza dyskomfort, który jednak niwelowany jest za sprawą interesujących melodii. Nic dziwnego, że John Peel miał na ich punkcie kompletnego kręćka, czemu wielokrotnie dawał publiczny wyraz. Był to jego ulubiony zespół wszech czasów, a to już o czymś świadczy. Mnie do takiej formy uwielbienia jeszcze sporo brakuje, niemniej intensywnie nadstawiam uszu i odrabiam zaległe lekcje. Póki co, przerobiłem już "This Nation's Saving Grace", a teraz biorę się za "Bend Sinister" (1986). Mam przed sobą szmat drogi, której kres jest gdzieś daleko za horyzontem. Nie łudzę się, że przemierzę cały szlak, ale może uda mi się choć dotrzeć do najważniejszych atrakcji. To jak ze zwiedzaniem nowych krajów. Najpierw przerabiasz to, co polecają w przewodnikach, a dopiero kolejnym razem ruszasz odkrywać zakamarki. Czy ta mnogość materiału mnie zniechęca? Ani trochę. The Fall to na tyle ważny zespół dla post punku, że siłą rzeczy, nie można pominąć tej lekcji w swej edukacji. Zabieram się więc za nadrabianie tych zaległości. Krok po kroku, odkrywam piękno tych nut, licząc na to, że podróż ta, przyniesie mi mnóstwo wrażeń i niezapomnianych emocji. Oby tylko nie upaść na duchu.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz