23 marca 2022

CZAS PRZESZŁY DOKONANY


W ostatnim czasie natknąłem się na audycję Tomasza Budzyńskiego, która to emitowana jest co poniedziałek w Radiu Poznań. Informacja o niej wyświetliła mi się na Facebooku więc postanowiłem posłuchać kilku archiwalnych programów. Byłem ciekaw co też Tomkowi w duszy gra. Dotychczas kojarzyłem go jako wielbiciela New Model Army, Killing Joke oraz debiutu Pink Floyd. Nigdy nie byłem fanem Armii, a tym bardziej religijnej twórczości jaką prezentował 2M3TM, ale nie przeszkadzało mi to zainteresować się Tomkiem jako postacią, której to gust muzyczny jest w dużej części zbieżny z moim. Dzięki jego audycjom odkurzyłem choćby kilka płyt Cocteau Twins, których to nie słuchałem od wielu lat. Mało tego, dzięki Tomkowi załatałem także dziurę w dyskografii The Stranglers bowiem nie wiedzieć czemu do tej pory nie posiadałem w swej płytotece albumu "La Folie" (1981). Co prawda w tym murze brak jeszcze kilku cegieł, ale i na nie przyjdzie stosowny czas. 

Moja płytoteka wzbogaciła się ostatnio o kilka wspaniałych albumów. Jak łatwo się domyślić są to głównie starocie bo one cieszą mnie najbardziej i to na nie poluję. Poniżej krótki przegląd.

TUXEDOMOON "HOLY WARS" (1985) - nazwa tej grupy przewijała mi się co jakiś czas czy to w prasie muzycznej czy w rozmowach ze znajomym. O zespole wiedziałem tylko tyle co udało mi się wyczytać w internecie. Tuxedomoon choć tworzył w nurcie post punk nie bał się wkraczać na terytoria bardziej awangardowe stąd też ich płyty dalekie są od przewidywalności. Osobiście nie boję się takich wyzwań bowiem wnoszą one powiew świeżości i sprawiają, że muzyka to ekscytująca wyprawa w nieznane. Nadszedł więc czas by skonfrontować moje wyobrażenia z dźwiękami zapisanymi na tejże płycie.
 
CHRISTIAN DEATH "CATASTROPHE BALLET" (1984) - do Christian Death podchodziłem nieco jak pies do jeża. Amerykańska wersja muzyki goth zwana death rockiem była nieco bardziej surowa i nie od razu przypadła mi do gustu. Musiało minąć nieco czasu nim zrozumiałem, że to właśnie oni są najbliżej źródła, z którego wyrósł ten nurt muzyczny. To oni na kontynencie amerykańskim nieśli ten muzyczny kaganek, w którym to ogień wcześniej rozpaliły takie grupy jak Siouxsie And The Banshees czy Bauhaus.
 
MODERN ENGLISH "MESH & LACE" (1981) - w końcu mam ten album, na który to swego czasu ostrzyłem sobie zęby. Niestety wtedy zasobność mojego portfela okazała się niewystarczająca. Gdy w tamtym czasie odsłuchiwałem sobie jego zawartość z YouTube pomyślałem, że niekoniecznie muszę go mieć. Nie zagrał mi wtedy w uchu. Dopiero teraz, gdy zdobyłem go w wersji CD zabrzmiał tak jak powinien. Nie wiem czy to magia nośnika, ale to nie pierwsza taka sytuacja. Podobnie miałem z płytą "Theomania" (1988) grupy The Cassandra Complex więc coś chyba jest na rzeczy.

THE GATHERING "HOW TO MEASURE A PLANET?" (1998) - myślałem, że moje drogi z zespołem The Gathering rozeszły się definitywnie lata temu i zakotwiczył on już do kategorii "wspomnienia młodości". Należą do nich grupy, które niegdyś były ważne, a dziś ich płyty na półce spowija kurz. Gdy zobaczyłem ten album w pewnym sklepie internetowym, zrodziła się we mnie ciekawość bowiem to właśnie na nim zespół zdecydował się ponownie zmienić swój styl. Lubię takie albumy. Odważne, eksperymentalne za nic mając przyzwyczajenia stylistyczne swoich fanów.

IN THE NURSERY "SENSE" (1991) - przy zakupie tej płyty zadziałał z kolei splot kilku czynników. Po pierwsze zwykłej ciekawości, po drugie niskiej ceny oraz fascynacji płytami z początku lat dziewięćdziesiątych. In The Nursery poznałem za sprawą albumu "Blind Sound" (2011), który to usłyszałem pewnej nocy w radiowym eterze. Niestety wraz z upływem lat nazwa In The Nursery popadała u mnie w coraz większe zapomnienie. Dopiero za sprawą płyty "Sense" przypomniałem sobie o nich i postanowiłem dać im jeszcze jedną szansę.

 

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz