De Press. Co kryje się za tą dziwną nazwą? Czy to taka swoista gra słów oznaczająca depresję, ale i fonetyczny zapis słowa prasa? Być może, ale nijak nie korelowało mi to z dźwiękami z jakimi kojarzona jest grupa. Może to i oryginalny pomysł pożenić punk rocka z góralszczyzną, ale szczerze mówiąc ten koncept kompletnie do mnie nie trafia. Stąd też nie czułem potrzeby by jakoś szczególnie zagłębiać się w dorobek De Press. Powiem więcej, omijałem ich albumy szerokim łukiem bo odpychała mnie ta cała cepeliada. Z niemałym więc zdumieniem przeczytałem gdzieś, że album "Product" (1982) mieni się kolorami mroku jakich nie powstydziłoby się Joy Division. Brzmi niedorzecznie? Też tak myślałem, zanim wgryzłem się w zawartość tego albumu i chcąc nie chcąc musiałem pozbierać szczękę z podłogi.
Przeglądając komentarze pod tymże albumem na YouTube widać wyraźnie, że nie tylko ja byłem pod ogromnym wrażeniem tego co stworzył ten polsko norweski konglomerat. Najlepszym podsumowaniem zawartości muzycznej płyty "Product" był komentarz określający go jako najlepszy album Joy Division , który nie został nagrany przez Joy Division. Inspiracje i tropy są tu na tyle czytelne, że nie ma sensu się ich wypierać. Zresztą dobre inspiracje to nie grzech, sztuką jest jednak uczynić z nich coś więcej aniżeli bladą kopię mistrzowskiego płótna. Ta sztuka grupie De Press się udała i to jeszcze jak. Dokonali tego za sprawą świetnych kompozycji, które przyjemnie łechcą naszą małżowinę uszną. Może i nie grzeszą oryginalnością, ale nie zawsze o nią się rozbija. Duchy Joy Division przenikają niemal każdy fragment tej płyty. Nie ma się co dziwić bowiem w 1982 roku minęły zaledwie dwa lata od samobójczej śmierci Ian Curtisa więc echo jego dokonań wciąż wybrzmiewało w muzycznym świecie i na dobrą sprawę wciąż wybrzmiewa. Gdyby opatrzyć album "Product" logiem Joy Division myślę, że dziś wymieniany byłby na równi z "Unknown Pleasures" (1979) czy "Pornography" (1982) The Cure. Wciąż nie mogę się nadziwić, że płyta ta jest właściwie niemal nieznana w naszym kraju, a przynajmniej nie na tyle by hołubić ją niczym "Nową Aleksandrię" (1986) Siekiery. Brak jej także w szerokim dyskursie dziennikarskim, tak jakby otrzymała status persona non grata. Być może wpływ na to miał fakt, że płyta ta przez długi czas była niedostępna tak na rynku polskim jak i norweskim. Gdy się w końcu pojawiła świat miał już inne sprawy na głowie i innych muzycznych bożków do opiewania. Szkoda bo album "Product" jest towarem eksportowym, o najwyższej klasie jakości. To nie Polonez Caro, ale ogniste Ferarri wśród albumów zimnej fali. Wystarczy posmakować takich kompozycji jak The Fatal Day, przebojowego Passages czy tytułowej kompozycji by poczuć siłę rażenia tej płyty. Co ciekawe In A Position To Know brzmi tak jakby wyszła spod palców grupy Interpol, a przecież gdy hartowała się ta stal, Paul Banks miał zaledwie cztery lata. Z kolei początek utworu Heaven to niemalże brat bliźniak New Dawn Fades z reperturu Joy Division. Jak widać baza skojarzeń jest dość jednoznaczna, co nie znaczy, że muzyka tu zawarta to jakaś bezmyślna kalka. Najlepiej przekonać się o tym na własne uszy do czego serdecznie zachęcam. Na koniec warto jeszcze dodać, że za produkcję tej płyty odpowiedzialny był John Leckie, który miał na swym koncie współpracę z takimi gigantami jak Pink Floyd oraz wspomagał członków grupy The Beatles. Przyznacie, że trudno o lepsze referencje.
Płyta "Product" to punkt obowiązkowy dla każdego miłośnika zimnej fali. Szkoda, że nie przypadło jej bardziej znamienite miejsce w historii polskiej muzyki. Owszem, nie jest to stuprocentowo polska płyta bo przecież stworzona w Norwegii przy współudziale lokalnych muzyków. Dlatego też dumne mogą być z niej obie nacje i chełpić się, że też mieli swoje Joy Division.
Jakub Karczyński
Teraz polączenie muzyki ludowej z punkiem, reggae czy metalem nie dziwi. Ale 40 lat temu w szarym i pełnym hujozy PRKu to był powiew pełen energii i zaskoczenia.
OdpowiedzUsuńKoncept to dość oryginalny i robiący wrażenie choć szczerze mówiąc bardziej odpowiada mi kierunek jaki obrali na płycie "Product". Szkoda, że był to tylko taki jednorazowy strzał.
UsuńA czy Panowie słyszeli płytę "Block to block"? Bo to klasyka żelazna.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że znam choć szczerze mówiąc bliższy sercu jest mi album "Product".
Usuń