Tegoroczna edycja festiwalu "Soundedit" zaskoczyła mnie obecnością grupy Blitzkrieg, która zdawałoby się zaległa już w piachu, a jej nagrobek z roku na rok popadał w zapomnienie. Jakież było moje zaskoczenie gdy dowiedziałem się, że zespół nie tylko wrócił do koncertowania, ale i wznowił swój jedyny album wydany w 1992 roku. "Holy War" bo tak zatytułowana była ta płyta, wróciła na rynek w nowej szacie graficznej, dość odległej od pierwotnego projektu. Może nie każdy wie, ale odpowiadał za nią Wojtek Smarzowski. Tak, tak to ten pan od "Wesela" (2004), "Wołynia" (2016) i przede wszystkim "Kleru" (2018). Na pierwszy rzut oka okładka jak okładka, ale gdy przyjrzymy się jej bliżej dostrzeżemy gołe tyłki a także kobiece łono. Widać nieszablonowe i kontrowersyjne pomysły towarzyszyły Smarzowskiemu od najwcześniejszych lat. I choć projekt okładki "Holy War" nie do końca trafia w mój zmysł estetyczny to reedycja tym bardziej nie wpisuje się w te ramy. Mówiąc bardziej dosadnie, jest po prostu tandetna i bardziej przypomina obwolutę jakiejś muzyki oazowej niż nowofalowej. Dobrze jednak, że zdecydowano o jej wznowieniu bowiem pierwszy nakład jest dość trudno osiągalny, a jeśli już się trafia to ceny niejednokrotnie przyprawiają o zawał. Za swój egzemplarz przyszło mi swego czasu zapłacić coś koło 130 zł, a przecież nie jest to cena z tych najwyższych. Niemniej jeśli ktoś zajrzy do "Katalogu płyt używanych z 2009 roku" Daniela Wolaka to może wysnuć wniosek, że przepłaciłem i to sporo. Album ten w tamtym czasie można było kupić za 59,90 zł, a przy odrobinie szczęścia za 24,50 zł !!! Dziś aż trudno uwierzyć w takie ceny, ale wtedy jak widać były na porządku dziennym. Sam autor pisze, że w tym czasie tylko prawdziwe rarytasy sprzedawały się za duże pieniądze, a odpowiedzialnością za to obarcza kryzys gospodarczy. Dwa lata wcześniej sprzedawano mniej wartościowe tytuły za o wiele większe pieniądze, ale jak to mówią nic nie trwa wiecznie. Po tłustych latach, przychodzą te chudsze i to co miało olbrzymią wartość za chwilę może być kompletnie bezwartościowe. I na odwrót. Warto więc trzymać rękę na pulsie i wyczekiwać dobrych okazji, ale zbytnia zwłoka nie zawsze popłaca bo możemy przegapić ten ostatni moment, w którym trzeba wyłożyć forsę na stół.
Jakub Karczyński
Faktycznie, okładka reedycji - powiedzmy - wątpliwa estetycznie ;-)
OdpowiedzUsuńSam chyba zrobiłbym lepszą. No cóż, stało się więc musimy przełknąć tę gorzką pigułkę. Poza tym strasznie nie lubię jak graficy grzebią przy okładkach do reedycji bo to nie wróży nic dobrego.
UsuńZ drugiej strony, jak ktoś np. posiada prawa do muzyki, a z tymi do oprawy graficznej ma problem, to po co się żreć i próbować szczęścia w sądach. Ja tam się cieszę z reedycji i zremasterowanego dźwięku. Kupiłem pliki w PlusMusic i jest O.K.
OdpowiedzUsuń