A więc post punk. Taka myśl zakiełkowała mi w głowie gdy zastanawiałem się nad tym z jakim gatunkiem muzyki jestem najbardziej związany. Oczywiście doklejam do tego też cały klasyczny gotyk z zaznaczeniem, że chodzi tu o wszelkiej maści Bauhausy, The Cure, a nie żadne Within Temptation, Nightwish czy nie daj boże Evanescence. Tak jak pisałem już kiedyś, etykiety gotyk używam niezwykle rzadko bowiem w dzisiejszych czasach stała się ona kompletnie niezrozumiała. Może inaczej, dla każdego znaczy co innego stąd w obawie przed wypaczeniem mojego przekazu, staram się omijać ten termin szerokim łukiem. Za cały ten bałagan odpowiadają w głównej mierze dziennikarze, którzy stworzyli ten termin, a który to nie został odpowiednio dookreślony przez co dziś trudno jednoznacznie wskazać co gotykiem jest, a co nie. Jakby tego było mało, grupy uznawane za sztandarowych przedstawicieli tego nurtu wcale się nimi nie czują, odcinając się na każdym kroku od tej etykiety. Nawet Bauhaus, który to singlem Bela Lugosi's Dead rzekomo zainicjował zjawisko rocka gotyckiego kpił z tej etykiety i nie poczuwał się do odpowiedzialności poczęcia tego dziecięcia. Gdy dodatkowo w latach dziewięćdziesiątych zmieszano tę stylistykę z metalem, zrobił się już taki bałagan, że nawet Herkules miałby problem, aby to wszystko ogarnąć. Zostawmy to jednak, to temat na inną okazję. Wróćmy do pierwszego zdania.
A więc post punk. Myśl ta zrodziła się w chwili gdy przeżywałem kryzys związany z kompletnym brakiem chęci do słuchania grup z kręgu rocka progresywnego. Właściwie to ten kryzys cały czas trwa i coś nie zanosi się na zmiany w tym temacie. Chyba zmęczyła mnie chwilowo formuła takiego grania. Obecnie wolę coś bardziej ożywczego, świeższego i co by tu nie mówić mniej pretensjonalnego. Być może dobijając do czterdziestki człowiek zostawia za sobą pewne upodobania tak jak zostawia się nadbagaż, który w pewnym momencie zaczyna nam ciążyć. A może to po prostu chwilowa słabość, którą trzeba przeczekać? Swego czasu Tomek Beksiński pisał czy też mówił, że coraz mniej słucha muzyki rockowej bowiem współczesne inkarnacje nie wzbudzały w nim większych emocji. Kochał na zabój swoje dawne miłości w rodzaju Marillion, ale nudziły go czy nawet zniesmaczały setne kopie takich dajmy na to Fields Of The Nephilim. Chyba odczuwam podobnie. Wychodzę z założenia, że jeśli coś zostało zrobione dobrze, to po co to na siłę powtarzać skoro szansa przebicia oryginału jest tak nikła jak trafienie szóstki w totolotka. Czy nie lepiej zaproponować coś nowego? Może nie od razu odkrywczego bo o to niezwykle trudno, ale przecież można poprzestawiać klocki w taki sposób by z banalnej budowli stworzyć coś frapującego.
Wiele z tego typu myślenia odnajduję w post punku, który to zerwał z trzy akordową prostotą punk rocka na rzecz poszukiwań bardziej złożonych i oryginalnych struktur dźwiękowych. Eksplorował tereny muzyki świata łącząc ją z najrozmaitszymi gatunkami, dzięki czemu powstało tak wiele interesujących płyt. Wystarczy spojrzeć w kierunku dokonań takich grup jak Talking Heads, Public Image Limited czy Killing Joke, aby dostrzec tę wielobarwność jaka charakteryzowała ten nurt. Post punk nie odciął się całkowicie od punk rocka zachowując jego surowość brzmienia.
Z pewnością nie brakowało go grupie Rema-Rema, której to słucham sobie w ostatnim czasie. Powód jest prosty. Na rynku pojawiło się dość osobliwe wydawnictwo, które to zawiera w sobie ich jedyną EP-kę wydaną dla 4AD, wzbogaconą o kilka dodatkowych nagrań jak i debiutancki album, którego to nigdy nie wydano. Powodem był fakt, że zespół nawet go profesjonalnie nie zarejestrował bowiem rozpadł się jeszcze przed wydaniem EP-ki. To co obecnie otrzymujemy to odrestaurowany miks nagrań studyjnych oraz koncertowych pochodzących z zapisu szpulowego i kasetowego. Jest to więc raczej wyobrażenie tego jak mogłaby wyglądać ich debiutancka płyta. Nie jest to muzyka lekka, łatwa i przyjemna niemniej czasem warto wyjść poza swoją strefę muzycznego komfortu by sprawdzić co słychać po drugiej stronie płotu. Ciekawość muzyki to podstawa. Kiedyś mówiło się, że tylko głupi nie jest ciekaw świata, myślę, że śmiało można by przeszczepić to powiedzenie na grunt muzyki.
Z pewnością nie brakowało go grupie Rema-Rema, której to słucham sobie w ostatnim czasie. Powód jest prosty. Na rynku pojawiło się dość osobliwe wydawnictwo, które to zawiera w sobie ich jedyną EP-kę wydaną dla 4AD, wzbogaconą o kilka dodatkowych nagrań jak i debiutancki album, którego to nigdy nie wydano. Powodem był fakt, że zespół nawet go profesjonalnie nie zarejestrował bowiem rozpadł się jeszcze przed wydaniem EP-ki. To co obecnie otrzymujemy to odrestaurowany miks nagrań studyjnych oraz koncertowych pochodzących z zapisu szpulowego i kasetowego. Jest to więc raczej wyobrażenie tego jak mogłaby wyglądać ich debiutancka płyta. Nie jest to muzyka lekka, łatwa i przyjemna niemniej czasem warto wyjść poza swoją strefę muzycznego komfortu by sprawdzić co słychać po drugiej stronie płotu. Ciekawość muzyki to podstawa. Kiedyś mówiło się, że tylko głupi nie jest ciekaw świata, myślę, że śmiało można by przeszczepić to powiedzenie na grunt muzyki.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz