Pod koniec marca wybrałem się wraz z kolegą Pawłem do Alternativa Club, aby wziąć udział w wydarzeniu Synth Runner 2049, na które to składał się cykl czterech występów inspirowanych latami osiemdziesiątymi. Niemniej nie był to zjazd wampirów z tamtej dekady w rodzaju Modern Talking lecz twórców, którzy ledwie liznęli tamtej dekady, ale to co zobaczyli i czego się nasłuchali odcisnęło na nich na tyle głębokie piętno, że dziś sami starają się przywołać ducha tamtych czasów. Każdy kto pamięta serial i muzykę z Miami Vice powinien z grubsza zrozumieć ten klimat. Młodsi czytelnicy będą musieli odwołać się do ścieżki dźwiękowej jak i samego filmu "Drive" oraz produkcji w rodzaju "Kung Fury". To właśnie ta estetyka złożyła się na nastrój jaki wytworzył się tego wieczora w tymże klubie. Co uważniejsi słuchacze zauważą, że owa stylistyka stała się w ostatnim czasie nad wyraz popularna i odwołują się do niej nie tylko nasi rodzimi twórcy, ale także i artyści spoza naszego kraju. Podsumowując idea tego nurtu sprowadza się do muzyki syntezatorowej zanurzonej w słodkim, popkulturowym kiczu lat osiemdziesiątych. Jako człowiek wychowany w tym duchu nie mogłem odmówić sobie udziału w tej imprezie. Zachętę stanowił dla mnie Nightrun87, który kilka miesięcy wcześniej supportował w Poznaniu grupę Drab Majesty. Wywarł on na mnie na tyle duże wrażenie, że nabyłem wtedy wszystkie płyty jakimi dysponował. Jego kolejna wizyta w stolicy Wielkopolski w ramach Synth Runner 2049 była więc doskonałym pretekstem, aby tego wieczora przekonać się na własnej skórze ile warta jest ta cała retro scena.
Imprezę otwierał występ tajemniczej postaci ukrywającej się pod pseudonimem Favorit89. Sama nazwa jak mniemam odnosi się do kultowej marki Skody Favorit, która to była takim wyższym etapem dla kierowców, którzy dość mieli już ciasnoty naszych maluszków, a nie stać ich było na zakup dajmy na to Mercedesa. Wysiądźmy jednak z owej Skody i wsłuchajmy się w twórczość Favorit89. A ta przenosi nas w głębokie lata osiemdziesiąte, gdzie syntezatory rozgrzewały umysły takich twórców jak choćby Jan Hammer, odpowiedzialny za muzykę do serialu "Miami Vice". Favorit89 odwołuje się nie tylko do muzyki z tego kultowego serialu, ale i przenosi nas w świat gier komputerowych z brzmieniami, które nieobce były posiadaczom Commodore 64 czy Amigi. Nie trudno było więc odbyć błyskawiczną podróż w czasie. Wystarczyło przymrużyć oczy a dźwięki same nasuwały nam odpowiednie obrazy. Fajnie było przypomnieć sobie czasy swojej młodości, zwłaszcza, że jak widać nie tylko ja mam sentyment do tego typu muzyki. Co ciekawe owa scena skupia coraz większe grono entuzjastów i twórców o czym przekonuje nie tylko Synth Runner 2049, ale i artyści spoza naszych granic w rodzaju Perturbatora czy Kavinsky'ego twórcy muzyki do kultowego już filmu "Drive". Sam Favorit89 wzbogacił swój występ o brzmienie gitary elektrycznej, która doskonale współgrała z dźwiękami syntezatorów. Mało tego, w jednym nagraniu pojawił się i Nightrun87, co tylko doskonale pokazuje, że twórcy tej sceny wspomagają się nawzajem. Zamiast ze sobą konkurować, wolą solidarnie pracować na wspólny sukces. O zapotrzebowaniu na tego typu dźwięki najdobitniej świadczyła żywiołowa reakcja publiczności. Trudno orzec mi ilu było tam autentycznych fanów, a ilu ludzi z przypadku, ale najważniejsze, że muzyka nie trafiała w próżnię.
Mnie najbardziej do udziału w Synth Runner 2049 zmotywowała obecność Nightrun87, którego muzyka jest najbliższa mojemu sercu. Ciepłe, melodyjne dźwięki syntezatora trafiają do mnie bardziej niż odhumanizowana i chłodna twórczość Perturbatora. I choć wiem, że to on robi za gwiazdę tej sceny, to w moim prywatnym rankingu pierwszeństwo daję muzyce z logo Nightrun87. Kolejne spotkanie z Williamem Malcolmem ukrywającym się pod tymże szyldem znów dostarczyło mi mnóstwo wrażeń i emocji. Przede wszystkim była to doskonała okazja, aby zapoznać się z nowym materiałem, jak i usłyszeć przeboje w rodzaju Starships. Aż trudno było ustać w miejscu, nogi same rwały się do tańca lecz w tej materii dałem wykazać się innym przybyłym tego dnia do klubu. Ja w skupieniu pochłaniałem kolejne porcje muzyki sycąc się nią niczym najlepszym daniem.
Niestety z uwagi na dość spore poślizgi czasowe program imprezy dość szybko się zdezaktualizował. Wiedziałem, że nie dane mi będzie bawić się do samego końca, bo impreza miała zakończyć się o drugiej w nocy, a traf chciał, że następnego dnia trzeba było pójść do pracy stąd też z bólem serca wraz z wybiciem północy opuściliśmy z Pawłem gościnne mury Alternativa Club. Gdyby wszystko zaplanowane było jak w szwajcarskim zegarku to dane by nam było obejrzeć jeszcze występ Zombie Commando lecz niestety po północy musieliśmy już zanurzyć się w nocnym pejzażu miasta. Najbardziej jednak nie mogę odżałować finałowego występu, którym był Jeremiah Kane. Wcześniejszy odsłuch kilku nagrań z zasobów YouTube zaostrzał apetyt i napawał sporym optymizmem co do prezentacji scenicznej, no ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Liczę jednak na to, że jeszcze dane mi będzie nadrobić te braki jeśli nie w ciągu najbliższych miesięcy to w jakiejś nieodległej przyszłości. Póki co wystarczyć musi płyta zakupiona przed występem, która złagodzi nieco gorzki smak zawiedzionych nadziei.
Mnie najbardziej do udziału w Synth Runner 2049 zmotywowała obecność Nightrun87, którego muzyka jest najbliższa mojemu sercu. Ciepłe, melodyjne dźwięki syntezatora trafiają do mnie bardziej niż odhumanizowana i chłodna twórczość Perturbatora. I choć wiem, że to on robi za gwiazdę tej sceny, to w moim prywatnym rankingu pierwszeństwo daję muzyce z logo Nightrun87. Kolejne spotkanie z Williamem Malcolmem ukrywającym się pod tymże szyldem znów dostarczyło mi mnóstwo wrażeń i emocji. Przede wszystkim była to doskonała okazja, aby zapoznać się z nowym materiałem, jak i usłyszeć przeboje w rodzaju Starships. Aż trudno było ustać w miejscu, nogi same rwały się do tańca lecz w tej materii dałem wykazać się innym przybyłym tego dnia do klubu. Ja w skupieniu pochłaniałem kolejne porcje muzyki sycąc się nią niczym najlepszym daniem.
Niestety z uwagi na dość spore poślizgi czasowe program imprezy dość szybko się zdezaktualizował. Wiedziałem, że nie dane mi będzie bawić się do samego końca, bo impreza miała zakończyć się o drugiej w nocy, a traf chciał, że następnego dnia trzeba było pójść do pracy stąd też z bólem serca wraz z wybiciem północy opuściliśmy z Pawłem gościnne mury Alternativa Club. Gdyby wszystko zaplanowane było jak w szwajcarskim zegarku to dane by nam było obejrzeć jeszcze występ Zombie Commando lecz niestety po północy musieliśmy już zanurzyć się w nocnym pejzażu miasta. Najbardziej jednak nie mogę odżałować finałowego występu, którym był Jeremiah Kane. Wcześniejszy odsłuch kilku nagrań z zasobów YouTube zaostrzał apetyt i napawał sporym optymizmem co do prezentacji scenicznej, no ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Liczę jednak na to, że jeszcze dane mi będzie nadrobić te braki jeśli nie w ciągu najbliższych miesięcy to w jakiejś nieodległej przyszłości. Póki co wystarczyć musi płyta zakupiona przed występem, która złagodzi nieco gorzki smak zawiedzionych nadziei.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz