Dziwny to kraj, w którym to w oficjalnym dniu premiery, nie można kupić płyty danego artysty. Czasami czuję się jakbyśmy mieszkali w Europie kategorii B. I chyba tak poniekąd traktowany jest nasz rynek. Przekonałem się o tym już wielokrotnie i nieco smuci mnie ten fakt, bo jak tu płyty mają się sprzedawać skoro nie ma ich na sklepowych półkach? Owszem, gdy tylko swój nowy album wypuści Beyonce, Rihanna czy inna postać popkulturowego świecznika to półki wręcz uginają się od płyt, a żeby było śmieszniej od ręki można kupić każdą wersję albumu jaka się nam zamarzy. Gorzej gdy jesteśmy fanami nieco mniej popularnej muzyki. I nie mam tu na myśli żadnych podziemnych zespołów, o których mało kto słyszał za wyjątkiem paru znajomych i rodzin ich twórców. Żeby nie być gołosłownym przytoczę historię znajomego, który chcąc kupić najnowszy album Procol Harum ganiał od sklepu do sklepu, aby usłyszeć, że albo nie ma wcale albo, że cały nakład już się rozszedł. Dla uściślenia dodajmy, że za cały nakład stanowił jeden egzemplarz! No po prostu szaleństwo. Rozumiem, że Procol Harum nie jest dziś zespołem, za płytami którego ludzie wystają w długich kolejkach, ale choćby przez wzgląd na dawną sławę, szacunek dla artystów i starych fanów, można by porządniej zaopatrzyć sklepy.
Ze swojego podwórka dorzucę jeszcze moją próbę kupienia w Poznaniu (w dniu premiery rzecz jasna) nowego albumu Alphaville "Strange Attractor". Odwiedziłem w związku z tym kilka sklepów i w żadnym, absolutnie w żadnym nie było go na półce. Dopytałem jeszcze obsługę dla pewności, ale moje przypuszczenia okazały się niestety słuszne. Album trafił do sklepów kilka dni po przewidzianej premierze, ale to nie koniec perypetii. Wydawca płyty (Universal Music) na nasz kraj postanowił uszczęśliwić wszystkich fanów jedną jedyną jakże wspaniałą i efektowną edycją wypuszczonej w serii "zagraniczna płyta, polska cena". Chwała im za to, że chcą mi sprzedać zagraniczną płytę po niższej cenie, ale dlaczego musi odbywać się to kosztem okładki? Dla tych, którzy nie kojarzą o co chodzi dodam, że owa edycja "wzbogacona" jest o beznadziejną ramkę wdrukowaną na samym froncie płyty. Nie znam nikogo wśród kolekcjonerów płyt, kto kupowałby te edycje. Jeśli przypadkiem mój wpis przeczytałby ktoś z Universal Music to mam dla Was prośbę. Nie troszczcie się tak o mój portfel. Jestem w stanie zapłacić Wam nawet 20 zł więcej, abyście wydawali także wersje zagraniczne, a nie tylko "polską cenę". Naprawdę, kupię nawet i de luxe edition. Tylko proszę, przestańcie traktować Polaków jak obywateli gorszej kategorii, co to nie zasługują na to by posłuchać muzyki w takiej samej formie co obywatele Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Nie mam nic przeciwko tej Waszej "polskiej cenie", ale niech nie będzie ona jedyną edycją, a jedną z wielu. Niech każdy ze słuchaczy sam zadecyduje ile pieniędzy chce wydać na płytę. Odnoszę wrażenie, że wydawanie w ten sposób muzyki to nie przypadek, a świadomy zabieg. Jakby ktoś podszepnął do ucha szatańską myśl, brzmiącą mniej więcej tak: "Wypchnijmy najpierw tę niesprzedającą się "polską cenę", a za parę miesięcy wrzucimy na rynek resztę". Nie wiem czy w ten sposób liczycie, że fani kupią album dwa razy, czy co? Jeśli tak, to chyba się nieco przeliczyliście. Osobiście postanowiłem nie kupować nowego albumu Alphaville w takiej formie w jakiej go udostępniliście polskiemu słuchaczowi. Wolę sprowadzić go sobie z Anglii za dużo większe pieniądze, niż kupić coś takiego, co wstyd postawić na półce. Zastanówcie się więc proszę czy Waszą misją jest sprzedaż muzyki czy wkurzanie klientów.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz