23 czerwca 2016

REFLEKSJE NAD KONAJĄCYM ŚWIATEM

Gdy kończy się człowiekowi cierpliwość, której dotąd miał aż nadto, jest to niechybny znak, że czas na urlop. Pora oderwać się od spraw przyziemnych i zająć się tym, co człowieka naprawdę interesuje. Czas zapomnieć o wszystkich tych sytuacjach i ludziach, którzy napsuli człowiekowi krwi i wypłynąć na suchego w przestwór oceanu. Co prawda do rozpoczęcia mojego urlopu pozostało jeszcze kilka dni, ale już nie mogę się wprost doczekać, niczym sześćdziesięciolatek emerytury. Znów będzie czas by słuchać muzyki w wymiarze wprost nieograniczonym, odwiedzać miejsca, które dobrze nastrajają i uwalniają człowieka od całorocznego napięcia i stresu. Wraz z początkiem lipca czeka mnie dwutygodniowy urlop, z którego mam nadzieję wycisnąć wszystko to co najlepsze. Będzie znów czas by zniwelować zaległości w czytaniu, słuchaniu i oglądaniu. Kultura to w końcu najlepszy sposób na odpoczynek. Mam też nadzieję popracować nad projektem o sklepach płytowych. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Niemniej nie ma ciśnienia, bo to i tak hobbistyczna robota, bardziej dla mnie, niż dla szerokiego ogółu. Pamiątka po czasach, które pomału odchodzą do lamusa. I pomyśleć, że kolejne pokolenia nie doświadczą już radości płynącej z chodzenia po sklepach z płytami. Kultura przyjmie formę cyfrową, a fizyczne nośniki będą do podziwiania wyłącznie w muzeach. O nic nie będą musieli się starać, bo przecież wszystko będzie na wyciągnięcie ręki. Już zresztą jest. Przypomina mi to trochę naszą demokrację. Walczyć o nią umiemy, ale gdy już ją wywalczymy, to nie za bardzo wiemy co z nią robić. Podobnie jest z muzyką, gdy dostęp do niej był bardzo ograniczony, to każde odtworzenie (zachodniego) utworu w radiu było czymś tak ważnym, że człowiek angażował się w to na dwieście procent. Nie chcę powiedzieć przez to, że powinno się reglamentować muzykę, ale jak coś przychodzi zbyt łatwo, to niestety się tego nie docenia. Nie ma tych połączeń emocjonalnych, które powodują, że zżywamy się z daną płytą, książką czy filmem. Ktoś powie, że to nie nośnik powinien decydować o emocjach, a wartości artystyczne danego dzieła. Owszem, pełna zgoda, ale forma fizyczna jest dodatkowym napędem, który potęguje emocje, angażuje zmysły, a także generuje masę fantastycznych doznań. Czy ktoś po latach wspomni z łezką w oku jak to świetnie słuchało się jakiejś mp3-ki lub jak wspaniale czytało się książkę na e-czytniku? Śmiem wątpić. Niby wiem, że "postępowi nie ma co dawać kontry", ale wcale mi się ten postęp nie podoba. Dlatego też zostanę w tym miejscu, w którym jestem teraz, razem z moimi książkami, płytami i filmami. Spojrzę smutnym okiem na horyzont i pozwolę pogalopować temu szalonemu światu prosto przed siebie. Gnaj na zatracenie, ale mnie daj spokój.

Jakub Karczyński

PS Autorem obrazu "Apokalipsa" wykorzystanego w niniejszym wpisie jest Mariusz Lewandowski. Inspiracje nad wyraz czytelne, ale w żadnym wypadku nie umniejsza to wartości samego dzieła. Polecam przejrzeć inne prace Pana Mariusza.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz