Wczoraj zacząłem przesłuchiwać archiwalne audycje Tomka Beksińskiego dostępne w Internecie. Słucham ich, by wyłowić nie tylko piękną muzykę, ale przede wszystkim głos Tomka i jego opowieści, które tak silnie oddziaływały i chyba wciąż oddziałują na kolejne pokolenie słuchaczy. Tak misternie przygotowanych i przemyślanych audycji nie miał nikt w całym naszym radiu. W programach, które prowadził wszystko musiało się zgadzać. Nie było miejsca na przypadek. Utwory dostosowane były do określonego nastroju, konwencji programu czy też stanu emocjonalnego w jakim akurat znajdował się Beksa. Niejako wynikały z siebie, prowadząc słuchacza ścieżką jaką wyznaczył im Tomek. Poprzez przefiltrowanie ich przez własne uczucia, nadawał tym programom niezwykle emocjonalny ton. Słuchacz miał wrażenie, że głos z radia, który do niego mówi, jest kimś na kształt przyjaciela, który poprzez fale eteru przemyca fragmenty swego życia. Rozrzuca drobne okruszki, z których potencjalny słuchacz składał sobie jego obraz, a także odnosił jego słowa i muzykę do własnego życia. Nic dziwnego, że audycje Tomka cieszyły się tak wielką popularnością. Szkoda, że jego samobójcza śmierć przerwała tę piękną nić, a w radiowym eterze powstała wielka, czarna dziura, której nic nie jest w stanie zapełnić.
Na szczęście są jeszcze miejsca w Internecie, gdzie możemy posłuchać sobie jego starych audycji, utrwalonych przez fanów, którzy wciąż marzą, że któregoś dnia włączając radio, usłyszą ten niesamowity głos. Na ironię zakrawa fakt, że pamięć o Tomku kultywowana jest dziś w głównej mierze w Internecie i przy użyciu komputerów, których to Beksa szczerze nienawidził. Niemniej, gdyby nie one, to dziś o jego programach pamiętaliby tylko jego najwierniejsi fani, a tak wciąż mogą one zdobywać kolejnych słuchaczy, którym nie dane było usłyszeć Tomka za życia. Sam jestem tego najlepszym przykładem. O audycjach Beksy, dowiedziałem się kilka lat po jego śmierci. Nie pamiętam już nawet w jakich okolicznościach natknąłem się na jego nazwisko, pamiętam za to z jakim mozołem wyrywałem z internetowych czeluści jego kolejne audycje i nagrywałem je na płyty, skrupulatnie opisując utwory w nich prezentowane. Mam je po dziś dzień i przechowuje jak najcenniejsze relikwie. Nie wiem tylko czy zapis wytrzymał próbę czasu. Może ulotnił się niczym duch, tak jak miało to miejsce z fragmentami jego ostatniej audycji, w której to pojawiły się jakieś szumy i trzaski. Sprawdzę to przy najbliższej okazji.
Tymczasem jestem jeszcze winien pewne małe wyjaśnienie. Być może niektórzy zadają sobie pytanie, co sprawiło, że akurat dziś postanowiłem wspomnieć o postaci Tomka Beksińskiego. Odpowiedź kryje się w jego ostatniej audycji. Wtedy to, nadawana była płyta "Rajaz" (1999) grupy Camel, którą to Tomek był wręcz oczarowany. Pamiętam jak się nią ekscytował, prezentując nagrania The Final Encore oraz tytułowy Rajaz. Tak się akurat składa, że przed kilkoma dniami i mnie udało się wejść w posiadanie tejże płyty, która to przywołała wspomnienia tamtej audycji, a stąd już prosta droga do postaci tego wyjątkowego prezentera. Mam nadzieję, że muzyka jaka dobiega teraz z głośników, dociera też na ciemną stronę księżyca, gdzie z pewnością zacumował Tomek. Ciekawi mnie tylko czy i tam, wśród tumanów księżycowego pyłu, można gdzieś dostrzec wielbłądzią sylwetkę.
Jakub Karczyński
ładnie napisane
OdpowiedzUsuńPiękne dzięki Jadisie, za słowa uznania :)
OdpowiedzUsuń