Tegoroczną jesień rozpocząłem od polowania na grubego zwierza. Nie był
to zwykły dzik, jeleń czy sarna. To by było zbyt łatwe. Mnie marzyło się
ustrzelenie gatunku będącego dziś już na wymarciu. Album "Holy War" (1992)
łódzkiej grupy Blitzkrieg to niesłusznie zapomniana karta naszej
rodzimej fonografii. Gdyby nie zaniedbano jego promocji być może dziś wymienialibyśmy go jednym tchem obok takich pereł polskiej fonografii jak debiutancki album Wilków czy "Nowej Aleksandrii" Siekiery. Tak różnobarwny, że aż trudno zamknąć go tylko w
jednej szufladzie stylistycznej. Sam zespół twierdził, że grają heavy new wave, cokolwiek miałoby to oznaczać. Ponoć szukali swojej własnej drogi, chcieli brzmieć tak jak żaden inny zespół. I chyba im się to udało, bo nawet dziś mam problem z zaklasyfikowaniem tej muzyki. Nie jest to ani typowy rock, ani gotyk
czy też post punk. To mieszanka tego wszystkiego, a nawet więcej,
bo i nie brak tu też elementów charakterystycznych dla folku. To trochę
tak jakby wrzucić do garnka zadziorność wczesnego U2, dodać chłód
Bauhausu, wymieszać z szaleństwem Virgin Prunes i dosypać dla smaku The
Psychedelic Furs czy Cassandra Complex. Sam zespół w kręgu swych inspiracji wskazywał na tak znamienite zespoły jak Killing Joke, Public Image Limited, Midnight Oil czy wspomniany już przeze mnie Bauhaus. Największym plusem albumu "Holy War" jest to, że pomimo tylu nawiązań, ma on swój własny styl. Nie sposób jednoznacznie powiedzieć, kto dla zespołu Blitzkrieg stanowił główną inspirację. Zdaję sobie sprawę, że
rozsmakują się w tym daniu wyłącznie wielbiciele tego typu klimatów, ale
i tak namawiam pozostałych na spróbowanie choćby jednego widelca, aby
przekonać się jak intrygująco brzmiała polska muzyka. Cieszę się, że po tylu latach poszukiwań wreszcie wpadł on w moje ręce. Co prawda trzeba liczyć się z dość sporym wydatkiem, ale trudno się temu dziwić jeśli weźmie się pod uwagę liczbę wytłoczonych kopii, brak wznowień oraz status albumu kultowego. "Holy War" to
mocno zakurzone dzieło, które śmiało jednak można postawić na półce obok
takich grup jak Siekiera, Aya Rl, Klaus Mittfoch, 1984, Made In Poland
czy też przy debiutanckim albumie Wilków. Gwarantuję, że wstydu nie
będzie.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz