Poranek przywitał Poznań gęstą mgłą. Na szczęście wraz z kolejnymi godzinami, zaczęła ona stopniowo zanikać, by ustąpić miejsca słońcu, które to dziś niepodzielnie królowało na nieboskłonie. W tak pięknych okolicznościach przyrody, wybrałem się dziś na II Poznańską Giełdę Fonograficzną. Tym razem zorganizowano ją w nowej siedzibie Klubu u Bazyla. Była więc okazja zobaczyć i sam klub, w którym to niedługo ma zagrać New Model Army. Dla kogoś kto nie mieszka w naszym mieście, trafienie do Bazyla może nastręczyć pewnych trudności, choć poprzednia lokalizacja również nie należała do najłatwiejszych. Mniejsza jednak o to. Sam klub mieści się teraz w czymś co przypomina ... barak. Widok jaki rozciąga się wokół, również nie zachęca do odwiedzin, ale wraz z przestąpieniem progu klubu, zapominamy o tych mankamentach. Dziś wnętrze zamiast być zastawione stolikami i krzesłami, wypełnione było stanowiskami z płytami winylowymi. Kompaktów prawie nie było, a szkoda, bo chętnie uzupełniłbym swoją kolekcję. Gdy przybyłem, w środku już buszowali amatorzy czarnego złota. Na szczęście ludzi było w sam raz, nie za dużo, nie za mało, więc warunki do przeglądania winyli były idealne. Nikt nikogo nie trącał, nie przepychał się, no i nie sapał nad uchem. Przyjechałem na giełdę bez specjalnych oczekiwań, ot chciałem miło spędzić czas wśród pasjonatów i ewentualnie kupić jakiegoś analoga. Nic na siłę. Swój budżet ustaliłem do kwoty stu złotych, choć i tak wiedziałem, że aby nabyć coś interesującego, trzeba by sięgnąć głębiej do kieszeni. Ceny interesujących mnie płyt zaczynały się od 80 zł. W takich właśnie kwotach było idealne wydanie "Argus" Wishbone Ash, "Seventeen Seconds" The Cure. Za inne płyty The Cure ("Pornography", "Faith", "Disintegration") trzeba było już wyłożyć równą setówkę. No chyba, że ktoś potrafi się targować. Swoje umiejętności w tej kwestii oceniam raczej skromnie, ale tym razem postanowiłem nieco pozbijać ceny. Podszedłem do stoiska, zacząłem przeglądać płyty i zapytałem sprzedawcę o parę interesujących mnie tytułów. Gdy ujrzałem kilka płyt New Model Army, w tym moją ulubioną "The Ghost Of Cain", aż oczy mi się zaświeciły. Widząc to, sprzedawca spytany o cenę odrzekł, że nie będą to tanie płyty. W tym momencie uświadomiłem sobie mój błąd. Nigdy nie pokazuj sprzedającemu, że ci na czymś zależy, bo obedrze cię ze skóry. Gdy usłyszałem kwotę 95 zł zrobiłem tylko uhmm i grzecznie odłożyłem płytę. Odszedłem od stanowiska i zacząłem przeglądać płyty u innych sprzedawców. Spędziłem tak z dwadzieścia minut, wynajdując w międzyczasie wspomnianego "Argusa". Miałem teraz nie lada zagwozdkę. Walczyć o ową płytę New Model Army czy może odpuścić i kupić Wishbone Ash? Za cholerę nie wiedziałem jaką podjąć decyzję, bo obie płyty wspaniałe, a pieniędzy starczy tylko na jedną z nich. Długo biłem się z myślami, ale w końcu zdecydowałem, że kupię New Model Army, niemniej nie za taką cenę. Trzeba było jakoś umiejętnie pokierować rozmową, ale jak? Bez większej strategii, podszedłem w kierunku sprzedawcy. W ręku cały czas trzymałem tego "Argusa" z konkurencyjnego stoiska. Wyciągnąłem raz jeszcze winyla "The Ghost Of Cain" i długo zacząłem zastanawiać się co tu kupić. Owo wahanie nie miało w sobie nic z kalkulacji. Ja na prawdę biłem się z myślami. By podjąć jakąś decyzję, pytam sprzedawcę czy jest szansa na zejście z ceny do kwoty 80 zł. Jego mina zdradzała, że taka cena to rozbój w biały dzień. Ona warta co najmniej tych 95 zł, bo przecież stan idealny. Teraz to on bił się z myślami, ale w końcu poszliśmy na kompromis i ustaliliśmy cenę na poziomie 85 zł. Po dobiciu targu, pogadaliśmy sobie jeszcze bardzo miło o płytach, koncertach i tym podobnych rzeczach. W międzyczasie pojawił się mój znajomy z synem i również zaczął rozglądać się za interesującymi go płytami. Ja już stałem tylko z boku i przyglądałem się jak wertuje te analogi. W pewnej chwili mignęła mi nazwa The Mission, więc machinalnie wyciągnąłem rękę. Okazało się, że to dwunastocalowy singiel z nagraniami Like A Hurricane, Garden Of Delight, Over The Hills And Far Away oraz The Crystal Ocean. Okładka nieco sfatygowana z tyłu, ale sama płyta w doskonałym stanie. Cena również bardzo przystępna, bo w granicach 20 zł, więc nabyłem i ten skarb. Po odbyciu swoistego tournee po wszystkich tych stanowiskach, doszedłem do wniosku, że ceny za większość tych analogów są zdecydowanie nie na polską kieszeń. Nie jesteśmy jeszcze na tyle zamożnym społeczeństwem by wydawać na jedną płytę kwoty rzędu stu, a nawet dwustu złotych. Niemniej winylowe szaleństwo wciąż trwa i chyba ma się dobrze, skoro jest zainteresowanie tego typu imprezami. I na tym mógłbym zakończyć ową historię, ale byłaby ona niepełna bez finału, który był lekcją pokory i gorzką pigułką na koniec tego dnia. Gdy przybyłem do domu w pełni zadowolony z poczynionych dziś zakupów, czym prędzej chciałem posłuchać sobie tych płyt, choć ich zawartość znam niemal na pamięć. No, ale skoro celebra to celebra. W pierwszym rzucie nastawiłem New Model Army, przesunąłem ramię i ... szlag mnie trafił. Okazało się, że owa płyta ma pewną skazę, której nie zauważyłem, bo i trudno ją zauważyć tak na oko. Dopiero gdy położy się płytę na talerzu gramofonu, można dostrzec to, czy płyta jest prosta czy też nie. Ta okazała się nieco falować, będąc delikatnie zakrzywiona w jednym miejscu. Złość mnie początkowo wzięła na sprzedawcę, ale być może nie wiedział o wadzie, a jeśli wiedział to zrobił mnie bez mydła. Na szczęście znalazłem już ludzi, którzy zajmują się prostowaniem płyt, więc mam nadzieję przywrócić jej dawny blask. Oczywiście nic za darmo, ale jak to mówią chytry dwa razy traci. Zresztą morałów w tej opowieści jest jeszcze kilka i wszystkie doskonale nam znane. Pamiętajcie więc, że nie wszystko złoto co się świeci, nie święci winyle sprzedają, no i mądry Polak po szkodzie. I to tyle o oszczędnym poznaniaku, który zamiast zyskać, tylko stracił, ale jak to mówią, pierwsze koty za płoty, tam gdzie śliwki robaczywki.
Jakub Karczyński
Jakubie, ceny faktycznie zachodnioeuropejskie. Za podobne kwoty chodzą w Irlandii równie atrakcyjne tytuły na dużych giełdach fonograficznych. Na mniejszych imprezach tego typu, na targach staroci, czy wręcz w "charity shopach" jest znacznie taniej. Trudno wymienić wszystkie tytuły, jakie tu nabyłem za 2 - 4 euro, lub nieco więcej. Choćby ostatnio amerykańskie wydanie debiutu King Crimson w idealnym stanie z 1969 roku za 10 euro. Kilka płyt Johna Foxxa za 2.5€ za sztukę, dwa albumy duetu Simon and Garfunkel za 2€, "Yessongs" na trzech winylach bodajże za 6, czy 10€. Powiedz mi co Cię interesuje, a może znajdę. The Mission dwa winyle widziałem choćby w minion sobotę. Nie kosztowały chyba więcej niż 4€. "Argus" Wishbone Ash też było, ale za minimum 15€, może nawet 20.
OdpowiedzUsuńCeny kosmiczne na tych giełdach płytowych, no ale skoro są ludzie skłonni tyle płacić, to nic dziwnego, że interes ma się dobrze. Na szczęście nie jestem winyloholikiem, więc nabywam tylko te albumy, na których naprawdę mi zależy. Cały czas cenię sobie zalety płyt kompaktowych i to na nie wydaję najwięcej pieniędzy. Winyl jest przy okazji. Co do Twojej propozycji zakupu, to miałbym jedno zlecenie. Nie na winyla, bo tego już mam, ale na CD, którego jakoś nigdzie nie mogę trafić. Gdyby rzuciła Ci się gdzieś w oczy płyta Lloyd Cole And The Commotions "Easy Pieces" za jakieś rozsądne pieniądze (do 60 zł) to daj znać. Będę niezwykle zobowiązany. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń