09 maja 2014

STARA GAZETA I PERŁA LAT 80'


Jaki może być pożytek ze zbierania gazet muzycznych? Ani nie wrzucisz ich do pieca, bo kolorową prasą się nie pali, ani nie zaimponujesz znajomym swoją kolekcją, bo to przecież tylko gazety. Bywa jednak tak, że pomimo upływ lat, pewne periodyki są wciąż niezwykle inspirujące. Przekonałem się o tym sięgając po jeden z numerów nieodżałowanego "Zine'a". Tytuł ten, mający już dziesięć lat na karku, przemknął przez nasz rynek niczym kometa, pozostawiając po sobie ślad w postaci trzech numerów. Niemniej w kategorii "inspiracje" pozostawił konkurencję daleko w tyle. Szerokie spektrum zainteresowań muzycznych publikujących tam dziennikarzy, sprawiało, że czytelnikami tego pisma mogły być nie tylko osoby słuchające tak zwanej alternatywy, ale też fani elektroniki, muzyki gotyckiej jak i bardziej zakręceni słuchacze.

Świetnym pomysłem było zamieszczanie w każdym numerze kilkustronicowego cyklu, w którym to polecano płyty wpisujące się w temat przewodni owego zestawienia. I tak w pierwszym numerze wytypowano pięćdziesiąt płyt, które wpłynęły na muzykę o której pisał "Zine". Znalazły się tu takie rzeczy jak Kraftwerk, Joy Division, David Bowie, The Doors ale i Bauhaus, Killing Joke, The Jesus And Mary Chain czy My Bloody Valentine. Drugi numer skupiał się z kolei na pięćdziesięciu pięciu płytach w jesiennym klimacie. Chyba nie muszę mówić jak bardzo ucieszył mnie przed laty ten ranking. To właśnie za jego sprawą, odkrywałem nowe dźwięki, jak choćby album "Sleeps With The Fishes" (1987) Peter'a Nooten'a i Michael'a Brook'a. Z racji mnogości recenzowanych tu płyt, nie z wszystkimi dane mi było się zapoznać. Dopiero teraz postanowiłem sumiennie odrobić zaległe lekcje. Pokusa była tym większa, że wielu z tych albumów po prostu nie znałem, a przecież słucham takiej muzyki od wielu lat. Skorzystałem więc z usług YouTube'a, aby sprawdzić co kryje się pod tymi tajemniczymi nazwami. Nie wszystko przypadło mi do gustu, ale przecież to zrozumiałe, że każdy inaczej postrzega muzykę idealnie komponującą się z jesienną aurą. Jedni lubią nurzać się w melancholii, inni z kolei wolą coś żywszego na przełamanie marazmu. Słuchałem więc sobie tych propozycji próbując wyłowić z nich coś co wpasowałoby się w moje upodobania muzyczne. Przedzierając się przez muzykę Biosphere, Belle And Sebastian czy Bowery Electric dotarłem w końcu do czegoś co poruszyło struny mojego serca.


Wpisując w wyszukiwarkę frazę Eyeless In Gaza, chyba nie spodziewałem się odnaleźć drzwi prowadzące wprost do lat osiemdziesiątych. Album "Back From The Rains" (1986) zawiera w sobie wszystko to, za co kochamy tamtą dekadę. Słuchając jej, gdzieś w tyle głowy przemyka nazwa Talk Talk, zwłaszcza z okresu gdy nagrywali takie albumy jak "The Colour Of Spring" (1986) czy "Spirit Of Eden" (1988). Zapewne wpływa na to specyficzny sposób myślenia o muzyce, szerokie spojrzenie na jej różnorodność jak i również dość oryginalna maniera wokalna Martyn'a Bates'a. Może nie wszystkim przypadnie do gustu, ale jak dla mnie jest ona ozdobą tej muzyki. Warto sięgnąć nie tylko po ten album, ale także zapoznać się z pozostałą częścią dyskografii. Poza płytą "Back From the Rains", z rozpędu kupiłem także "All Under The Leaves, The Leaves Of Life" (1996). Słucham sobie teraz tych płyt naprzemiennie i chłonę tą wyjątkową atmosferę. Ciekaw jestem ile jeszcze takich pereł czeka na odkrycie? Zapewne życia nie starczy, aby je wszystkie odnaleźć. Choć sprawa wydaje się z góry skazana na niepowodzenie, to i tak warto podjąć wyzwanie, bowiem nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz