25 lutego 2013

NARODZINY BIAŁYCH KRUKÓW


Jeżeli ktoś jeszcze zastanawia się czy warto zbierać płyty, a nie przemawia do niego argument jakości muzycznej, to może trafi do niego argument natury finansowej. Przeglądając niedawno aukcje w Internecie, natrafiłem na licytację płyty Xymox "Twist Of Shadows". Byłem ciekaw za jaką kwotę zostanie wylicytowana. Przypuszczałem, że aukcja zakończy się gdzieś w okolicach 80 złotych. Tymczasem płyta została wylicytowana za 152,50 zł! Co ciekawe, nie był to egzemplarz w idealnym stanie, a mimo to znaleźli się chętni, aby wyłożyć na niego niemałą sumę pieniędzy. Ocenianie wartości muzyki tylko w wymiarze merkantylnym mija się z celem, ale daje dobre pojęcie o tym jak rodzą się białe kruki. Ktoś powie, że to szaleństwo płacić tyle pieniędzy za kawałek plastiku, ale w przypadku płyty "Twist Of Shadows", jej wartość muzyczna jest nieporównywalnie większa. Poza tym wrażeń i emocji, nie sposób przeliczyć na pieniądze.

Jakub "Negative" Karczyński

22 lutego 2013

FIELDS OF THE NEPHILIM "CEREMONIES" (2012)


Ostatni studyjny album Fields Of The Nephilim, ukazał się w 2005 roku. Od tego czasu minęło osiem długich lat, a mnie wydaje się jakby to było wczoraj. Pamiętam jak bardzo wyczekiwałem tej premiery i jak wielkie wrażenie zrobił na mnie "Mourning Sun". W takich chwilach serce bije jak oszalałe, a krew, aż w człowieku wrze. Ten rozbłysk geniuszu, okazał się niestety tylko chwilowy i znów cisza powróciła do królestwa Nephilimów. Przerwało ją dopiero ukazanie się albumu koncertowego w 2012 roku, który to chyba miał przypomnieć fanom o zespole i osłodzić czas oczekiwania na nową muzykę. 

"Ceremonies", bo o nim mowa, prezentuje się nad wyraz okazale. Wydane w pięknym, matowym boksie skrywa w sobie dwie płyty CD oraz krążek DVD. Jak można było przypuszczać, to podróż zahaczająca o wszystkie albumy grupy Fields Of The Nephilim, ale także o krążek "Zoon" wydany pod szyldem The Nefilim. Szkoda tylko, że nie wzbogacono koncertu, o żaden premierowy utwór, który uatrakcyjniłby to wydawnictwo. Brak świeżego elementu, nie oznacza, że mamy do czynienia z cuchnącą padliną. Nic z tych rzeczy. Koncertowe wersje klasyków pokroju Wail Of Sumer czy And There Will You Heart Be Also prezentują się wyjątkowo pięknie, hipnotyzując swym brzmieniem słuchacza. Jedyne na co można ponarzekać to brak obecności takich pereł jak Last Exit For The Lost, For Her Light, (Paradise Regained), Submission, Vet For The Insane czy choćby New Gold Dawn i She. Co ciekawe, nagranie Last Exit For The Lost zostało wykonane na koncercie i jest dostępne w sklepie internetowym grupy, ale tylko w postaci mp3. Szkoda, że ten jedenastominutowy kolos nie wszedł na płytę w zamian za mniej ciekawe utwory jak choćby Trees Come Down czy Penetration. Rozumiem, że selekcja musiała jakaś być, ale brak takich nagrań niemniej trochę doskwiera. Jeszcze gorzej mają fani, którzy nad słuchanie koncertów przedkładają jego oglądanie. Krążek DVD mieści zaledwie dziesięć nagrań, czyli o siedem mniej niż płyty audio. Jednak nie ma specjalnie co narzekać, bowiem jak to mówią nie można mieć wszystkiego. Poza tym realizacja koncertu i jego brzmienie jest na bardzo dobrym poziomie. Instrumenty brzmią czysto, selektywnie i profesjonalnie. Ogląda i słucha się tego z najwyższą przyjemnością

Gorąco polecam zaopatrzyć się w ten boks nie tylko fanom, ale każdemu komu mroczna muzyka gra w sercu. Cieszy fakt, że nazwa Fields Of The Nephilim, nie obrosła do końca pajęczyną i przypomina o swoim istnieniu. Kto wie, może doczekamy się wkrótce nowego albumu. czas by po temu był najwyższy. Tymczasem nastawmy sobie "Ceremonies" i chłońmy atmosferę koncertu.

Jakub "Negative" Karczyński

19 lutego 2013

JA TO MAM SZCZĘŚCIE


Ten post miał być o czymś zupełnie innym, ale przed momentem spiker radiowej Trójki, poinformował mnie, że wygrałem najnowszą płytę Nick'a Cave'a. "Push The Sky Away" zostanie zaadresowane do Poznania i gwarantuję, że trafi ona w dobre ręce. Niesamowicie się cieszę. Taniec zwycięstwa już za mną, ale euforia jeszcze mnie nie opuszcza. Polecam również spróbować swoich sił, bowiem CD "Push The Sky Away" można wygrać jeszcze przez trzy dni. Wystarczy wysłać smsa z danymi adresowymi w momencie zapowiadania przez spikera "Płyty tygodnia". Płyty rozdawane są w godzinach 9:00-12:00, ale najczęściej trafiają się gdzieś po godzinie 10:00. Spróbujcie, może i Wam się uda.

To już moja druga płyta wygrana w cyklu "Płyta tygodnia". Pierwszą była "Anastasis" Dead Can Dance, która sprawiła mi równie wiele radości, o czym świadczy choćby podsumowanie roku 2012. Mam nadzieję, że nowy Cave przyniesie nie mniej emocji. Oby tylko poczta dostarczy go możliwie szybko, abym mógł zatopić się w tej muzyce.

Jakub "Negative" Karczyński

07 lutego 2013

TANIEC W JASKINI ŚMIERCI


Dziś kupiłem bilet na czerwcowy występ grupy Dead Can Dance we Wrocławiu. To tak w ramach prezentu urodzinowego, który to ufundowali mi moi najlepsi znajomi. Serdeczne dzięki dla Kasi, Przemka i Janusza. Cieszę się jak cholera, bo zobaczyć Lisę i Brendan'a na żywo, to przeżycie wielkiej wagi. Poznański koncert Perry'ego oraz warszawski występ Dead Can Dance przeszły mi koło nosa, więc tym razem już nie podaruję. Do Wrocławia z Poznania stosunkowo blisko i co ważne, będzie okazja odwiedzić dobrego kumpla, z którym nie widziałem się już kawał czasu. Szkoda, że ten czerwiec taki odległy, bo mógłbym pojechać do Wrocławia choćby jutro.

Tymczasem trzeba wypełnić sobie jakoś ten czas. Nadchodzące miesiące na pewno nie pozwolą mi się nudzić. Premiery płytowe pomału podnoszą łeb ze swego legowiska. Ciekaw jestem nowego Nick'a Cave'a i jego złych nasion. Ostatnia płyta jakoś nie rzuciła mnie na kolana, choć zawierała kilka fajnych rzecz. Niestety, estetyka brudnego, gitarowego grania jaką obrał Cave, jakoś mi nie leży przez co niezbyt często wracam do "Dig, Lazarus Dig!!!" (2008). Także płyty Grinderman'a to nie moja bajka. Wolę gdy Cave obnaża swoją romantyczną część natury, jak choćby w "No More Shall We Part" (2001). Nie miałbym też nic przeciwko temu, gdyby powędrował ścieżkami wydeptanymi na "Let Love In" (1994) czy "Murder Ballads" (1996). Cave lubi zaskakiwać, więc liczę na to, że tym razem będzie to zaskoczenie in plus.

Przed momentem wygrzebałem z półki "1938" Savage Republic, aby sprawdzić jak po latach prezentuje się ta płyta. Co ciekawe, robi ona na mnie tak samo dobre wrażenie jak przed laty. Niestety, nie ze wszystkim płytami tak jest. Często okazuje się, że coś co podobało nam się dwa lata temu, dziś nie robi już na nas żadnego wrażenia. Mało tego, czasem zastanawiam się jak ja mogłem słuchać pewnych rzeczy. Czas jednak robi swoje, a gust bywa zmienny jak kobieta.

Jakub "Negative" Karczyński

04 lutego 2013

SCHODY DO NIEBA

Cóż jest życie? Życie to przemiana materii (...)
to ścigłe i niepochwytne zwierzę. (...)
Mijanie to mijanie się ze światłem,
to mijanie się z człowiekiem.
Mijanie to żal prędki.
Julian Przyboś


W dniu trzydziestych urodzin, spędzam czas tak jak lubię najbardziej. Niespieszne przebudzenie, do śniadania kawa z mlekiem, a w odtwarzaczu tylko najpiękniejsza muzyka. Czy doskwiera mi wejście w trzecią dekadę życia? Nie, absolutnie. Póki człowiek ma energię, pomysły na życie i zdrowie, wtedy metryka nie ma znaczenia. Owszem, poczucie ulotności czasu sprawia, że człowiek zaczyna się odrobinę spieszyć, aby zdążyć zrealizować swoje marzenia. W wieku dwudziestu lat, nikt przecież o tym nie myśli. Życie jest dopiero przed nami, a świat na wyciągnięcie ręki. Beztroska kończy się chyba właśnie po trzydziestce, gdy wtłoczeni w tryby dom, praca, dom, staramy się robić coś co nada naszemu życiu sens. Mam nadzieję, że nowy etap w życiu przyniesie mi poczucie samorealizacji i spełnienie części moich marzeń. Reszta niech zostanie na później, bowiem nie mieć o czym marzyć to chyba najgorsze co może się człowiekowi przytrafić.


Od kliku dni, w związku z premierą singla "Heaven" grupy Depeche Mode, wracam do płyt tego zespołu. Z półki wyjąłem "Songs Of Faith And Devotion" (1993), urzekający "Violator" (1990) i niedocenioną, acz bardzo piękną "Playing The Angel" (2005). Pierwszy odsłuch nowego singla jakoś nie wzbudził we mnie większych emocji. Niby wszystko na swoim miejscu, ale brak tam refrenu, który rozkładałby człowieka na łopatki. I aż dziw bierze, że nie mogę się od tej piosenki uwolnić. Słucham jej każdego dnia, a wczoraj to już nawet wyświetliłem sobie teledysk na ekranie telewizora. Obraz równie ciekawy jak i muzyka. Nawet mojej żonie się spodobał, choć twierdzi, że to taki troszkę inny Depeche Mode, mało depeszowy. Może miała na myśli, że brak w nim takiego nośnego refrenu? Kto wie. Mam tylko nadzieję, że cała płyta będzie trzymała poziom i nie zaoferuje nam czegoś tak dziwnego jak "Sounds Of The Universe" (2009). Wolałbym, aby Depeche Mode posłuchali ostatniej płyty Soulsavers i wyciągnęli wnioski z tego jak pięknie można wykorzystać głos Gahan'a, nie mówiąc już o samej muzyce. Jeżeli nagrają coś w tym stylu będę urzeczony. 

Do premiery zostało jeszcze trochę czasu, więc będzie o czym rozmyślać. Póki co na dniach otrzymamy singla oraz remiksy. Zastanawiam się po co wydano to na dwóch płytach, skoro zmieściłoby się na jednej i podniosłoby atrakcyjność samego singla. A tak mamy piosenkę singlową z drugim utworem, który nie znajdzie się na albumie oraz singla z kilkoma remiksami. Jutro sklepowa premiera, więc depeszowcy wszystkich krajów łączcie się!

Jakub "Negative" Karczyński