24 lutego 2012

NEW MODEL ARMY "HIGH" (2007)


Przystępując do słuchania płyty "High" New Model Army, zadawałem sobie różnorakie pytania. Byłem ciekaw czy grupa ta wciąż potrafi mnie urzec swą muzyką, swymi tekstami i czy znajdę tu tak piękne ballady jak Lullaby, Purity i hymny w rodzaju 51'st State. Wróciłem myślami do poznańskiego koncertu jaki dał New Model Army 10 maja 2006 roku. Od tego wydarzenia minęło już prawie sześć lat, a ja wciąż pamiętam ten występ - zaangażowanie wokalne, obłęd w oczach i muzykę, która nadawała się do wznoszenia barykad i rozpoczęcia rewolucji.

Nastawiając płytę, chyba nie byłem przygotowany na tak zmienne odczucia, jakie towarzyszyły mi przez kilkanaście następnych dni. Po pierwszym odsłuchu uznałem, że podobają mi się właściwie tylko cztery numery, a reszta to przeciętniactwo. Byłem trochę załamany, bowiem wiele obiecywałem sobie po tej płycie i pozytywnych opiniach jakie dane mi było przeczytać. Owszem, podobała mi się muzyka, która zawiera dużo ciekawych elementów, jednakże brakowało mi fajnych refrenów, czy ballad, które to poruszałyby w człowieku najgłębsze pokłady wzruszenia. Coś jednak podpowiadało mi, abym nie odrzucał tak szybko tej płyty, bym dał jej szansę na kolejne przesłuchania. Tak też zrobiłem. Wired to strzał w dziesiątkę, ale o tym wiedziałem już od pierwszego przesłuchania. Po czymś takim apetyt zaostrza się, a człowiek chce więcej, więcej i więcej. Może dlatego dwa następne numery (One Of The Chosen, High) na początku nieco mnie rozczarowały. Choć muzycznie były bez zarzutu, to jednak nie chwytały od razu. Potrzebowałem czasu by się do nich przekonać i zaakceptować. Podobnie było z utworami: Dawn, All Consuming Fire, Nothing Dies Easy, Breathing czy Rivers. Może to i dobrze, że New Model Army nagrało nieco trudniejszy w odbiorze album, bowiem płyty które za szybko wchodzą, szybko też się nudzą. Wiem, że z tą płytą tak nie będzie bo to prawdziwa przyjemność słuchać Justina Sullivana i spółki w tak doskonałej formie. Prawdziwymi perłami i ozdobą albumu oprócz wspomnianego Wired są też No Mirror, No Shadow czy Bloodsports, które zaspokoją apetyt miłośników hymnów i zapewne doskonale sprawdzą się na koncertach. Dla osób ceniących sobie to bardziej zadumane oblicze New Model Army, polecam wsłuchanie się w Sky In Your Eyes oraz Into The Wind, które może i nie mogą konkurować z najpiękniejszymi balladami grupy, ale mają w sobie dostatecznie dużo uroku by zatrzymać się przy nich na dłużej.

Mam nadzieje, że sięgniecie po ten album nie tylko z sentymentu, ale i z ciekawości, bowiem nie warto wyrzucać takich zespołów na margines. Album "High" pozostanie ze mną jeszcze przez wiele kolejnych zimowych wieczorów, tak jak i pewne zdjęcie wykonane 10 maja w Zeppelin Hall, na którym obok piszącego te słowa zmieścił się niejaki Justin Sullivan.

Jakub "Negative" Karczyński
 

17 lutego 2012

1984 "SPECJALNY RODZAJ KONTRASTU" (2003)


Nie wiem czy jakikolwiek zespół tak długo czekał na wydanie swojego debiutu, jak rzeszowska formacja 1984 - legenda nowej fali. Ich płyta "Specjalny rodzaj kontrastu" nagrana pomiędzy grudniem 1987, a kwietniem 1988 roku, doczekała się wydania dopiero w 2003 roku! Cieszy fakt, że w ogóle się ukazała, bowiem oryginalna taśma matka, zaginęła krążąc między Klubem Płytowym Razem, a Rogotem - potencjalnymi wydawcami.

Muzyka zespołu 1984 powinna szczególnie zainteresować miłośników polskiej zimnej fali. Pomimo że materiał ten został odtworzony z amatorskich kopii, to nie przekłada się to na brzmienie (może w niektórych bonusach słychać pewne niedostatki, ale nie są na tyle złe by nie można ich było słuchać). Praca jaką wykonano, aby oczyścić nagrania była na pewno ogromna, jednak warto ocalić takie muzyczne perły od zapomnienia.

"Specjalny rodzaj kontrastu" to zaledwie osiem nagrań oraz dwanaście nagrań bonusowych wśród, których na szczególną uwagę zasługują "Sztuczne oddychanie" czy dynamiczna wersja utworu "Wstajemy na raz, śpiewamy na dwa". Szkoda tylko, że nie zdecydowano się wydać ich na osobnej płycie. Materiał zyskałby wtedy na czytelności. Podstawowy program płyty jest bardzo różnorodny, więc nie ma mowy o znudzeniu czy zbyt szybkim jego ogarnięciu. Zdecydowanie najlepszymi fragmentami płyty są te najbardziej przebojowe jak: "Ferma hodowlana" oraz "Manitou" (czyżby inspirowany horrorem Grahama Mastertona?). Reszta wchodzi trochę bardziej opornie, ale świadczy to tylko o tym, że muzyka jaką tworzyło 1984 była skierowana bardziej do głów niż nóg. Wskazywać mogą na to teksty. Oprócz tego, że doskonale zespajają się z muzyką, to również wychodzą poza obowiązujące wówczas schematy. Trzeba naprawdę dużej wyobraźni i znajomości czasów w jakich powstawała ta płyta, by zrozumieć te enigmatyczne teksty. W połączeniu z ekspresyjnym śpiewem Pawła Tautera i "chłodnym" instrumentarium otrzymujemy dawkę niebanalnych utworów, które tylko dzięki staraniom grupki zapaleńców zmaterializowały się w postaci krążka CD. Chwała im za to. 

Jakub "Negative" Karczyński

09 lutego 2012

APOKALIPSA "2012" WEDŁUG KILLING JOKE

Brytyjska grupa Killing Joke, szykuje się do wydania nowego albumu. Następcą "Absolute Dissent" z 2010 roku, będzie krążek o enigmatycznej nazwie "2012". Skąd taki tytuł? Odpowiedź kryje się w stwierdzeniu samego Jaza Colemana, który w jednym z wywiadów wyjawił, że  Killing Joke nagrywa albumy tylko wtedy, gdy na świecie coś się dzieje. Rok 2012 widocznie dostarcza grupie na tyle dużo bodźców, że postanowiła wejść do studia i zabrać głos w sprawie otaczającej nas rzeczywistości jak i nadchodzącego końca świata.

Apokaliptyczne wizje Killing Joke zmaterializują się na sklepowych półkach 2 kwietnia 2012 roku.


LISTA UTWORÓW:

1.Pole Shift
2.Fema Camp
3.Rapture
4.Colony Collapse
5.Corporate Elect
6.In Cythera
7.Primobile
8.Glitch
9.Trance
10. On All Hallow’s Eve


Dodatkowy utwór (tylko iTunes)
11. New Uprising

Jakub "Negative" Karczyński
 

05 lutego 2012

PREMIERA "WEATHER SYSTEMS"


Wszystko już jest jasne. Grupa Anathema wyłożyła karty na stół. Znamy datę premiery nowego albumu, który ukaże się 15 kwietnia, a zatytułowany będzie "Weather Systems". Jak zapewnił Daniel Cavanagh płyta ma silnie nawiązywać do swojej poprzedniczki "We're Here Because We're Here". Album został nagrany w Liverpoolu, North Wales i Oslo – jak określili to członkowie grupy: w każdym znaczącym miejscu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Anathemy. Płyta została wyprodukowana przez norweskiego producenta Christer-André Cederberg (Animal Alpha, In the Woods..., Drawn), który w poprzednich latach otrzymał pięć nominacji do nagrody Grammy. 

01 lutego 2012

NOWY ALBUM THE CULT


Na 21 maja planowana jest premiera nowego albumu grupy The Cult "Choice Of Weapon". Będzie to pierwsze długogrające dzieło formacji od pięciu lat. Za produkcję odpowiada Chris Goss znany ze współpracy z Queens of the Stone Age oraz weteran Bob Rock, pracujący już z zespołem przy płycie "Sonic Temple".

- Mieliśmy okazję współpracować z dwoma najbardziej wpływowymi producentami - skomentował frontman. - Wyciągnęli nas z bezpiecznej strefy i pomogli stworzyć "Choice Of Weapon".

Singlem promującym będzie utwór "Lucifer" dostępny na Facebooku grupy.

Materiał powstawał w kilku studiach m.in. w Nowym Jorku, Los Angeles i na kalifornijskiej pustyni. Za utwory odpowiadają wokalista Ian Astbury i gitarzysta, Billy Duffy.

LISTA UTWORÓW:

CD1:

1."Honey from a Knife"
2. "Elemental Light"
3. "The Wolf"
4. "Life > Death"
5. "For The Animals"
6. "Amnesia "
7. "Wilderness Now "
8. "Lucifer"
9. "A Pale Horse"
10. "This Night In The City Forever"

Edycja Deluxe wzbogacona jest o drugi dysk z dodatkowymi nagraniami.

CD 2:

1. Every Man And Woman Is A Star
2. Embers
3. Until The Light Takes US
4. Siberia
 

PUBLIC IMAGE LTD. "THIS IS WHAT YOU WANT...THIS IS WHAT YOU GET" (1984)


Ponoć należę do wymierającego gatunku osób, które to słuchają muzyki na "stary sposób" tzn. kupują płyty, rozgryzają teksty, a także biegną do sklepu co tchu, bo usłyszeli w radiu utwór bez którego nie mogą żyć. I tak też było w przypadku tej płyty i tego zespołu. 

Grupę PIL założyli w 1978 r. John Lydon (ex Sex Pistols), Keith Levene (ex The Clash), Jah Wobbie (właśc. John Wardle) oraz Jim Walker (ex Furies). Była to grupa post punkowa, która idąc swoją ścieżką nie bała się pisać przebojów. Niestety, PIL nie miał szczęścia do składu, który to zmieniał się co i rusz więc nie dziwi decyzja o rozwiązaniu grupy podjęta w 1993 roku.

Wycinek dokonań tego zespołu poznałem dzięki ścieżce dźwiękowej do filmu "Blair Witch Project". To tam pod numerem 2, kryła się kompozycja "The Order Of Death". Pamiętam dokładnie jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten utwór i jak wielkie starania czyniłem, aby zdobyć oryginalny album z tym właśnie motywem. Niestety wszelkie próby kończyły się fiaskiem. Przez te kilkanaście lat, album ten zdążył obrosnąć w mej wyobraźni legendą. Niemal słyszałem każdy dźwięk jaki zawarty jest na tej płycie. Jakaż była ma radość kiedy otrzymałem ów album, od kogoś kto był mi wówczas bliski. Czekałem tylko chwili by nastawić płytę i móc delektować się tą muzyką. Tak jak wielka była radość, tak i równie wielkie było me rozczarowanie, gdy zamiast mrocznych i posępnych pieśni, usłyszałem skrzekliwy, nieco histeryczny głos wokalisty i dźwięki jakby wyjęte prosto z zakładu psychiatrycznego. Ta muzyczna kakofonia w "Bad Life", "Solitaire" i w niemal każdym z pozostałych utworów sprowadziła mnie na ziemię. Bolesny był to upadek, ale któż z nas ich nie zaznał? Na osłodę mogę napisać, że 2/8 tego krążka nadaje się do słuchania. Jednak co to za pociesznie. To tak jakby napisać, że pacjentowi amputowano trzy kończyny, w tym czwartą do łokcia. Coś niby jednak zostało, ale trudno tym kikutem cokolwiek zdziałać. Przebłyskiem wielkiej formy są tutaj wspomniany już "The Order Of Death" oraz "This Is Not A Love Song". Ten pierwszy wydaje się zupełnie nie pasować do reszty albumu (i nie jest to bynajmniej zarzut), a to z tego względu, że posiada inny klimat, atmosferę i widoczny zamysł. Może jednak jest z nim tak jak z chorym, któremu polepsza się tuż przed śmiercią. Co do tego drugiego utworu to nie dziwię się, że stał sie on przebojem, bo po kilkukrotnym wysłuchaniu łapałem się na tym, że zacząłem nucić słowa refrenu. 

Reszcie tej kakofonii szkoda nawet poświęcać miejsca i czas, bowiem tylko człowiek naprawdę chory psychicznie odgadnie co autor miał na myśli. Zmierzając już do końca tej recenzji wspomnę tylko, że i ślepej kurze co jakiś czas trafia się ziarno, ale kto by chciał patrzeć na niezdarne pląsy drobiu?

Jakub Karczyński